Rok leżała na półce. I już to
powinno dać mi do myślenia. Zawsze na końcu w kolejce do czytania. Żadnej
chemii. Nic. Popełniłam błąd. To nie jest lektura dla mnie.
Indie. Miliony zbuntowanych to opasłe tomisko, po brzegi wypełnione
natłokiem przeróżnych informacji dotyczących przemian zachodzących w Indiach na
przestrzeni kilkudziesięciu lat. Przedział czasowy obejmuje lata od 1962 roku po lata 90’
XX wieku. Autor opisuje przemiany gospodarcze, które zaszły w tym czasie; przemiany
społeczne, zwłaszcza te dotyczące religii i kastowości – odchodzenie od starych
tradycji, próby dostosowywania wiary do współczesnego świata, sytuację
muzułmanów żyjących w Indiach. Są też wątki dotyczące polityki, rozwoju ruchu
komunistycznego, ale także te bardziej przyziemne, czyli rozwój kobiecej prasy
w Indiach, czy tradycja oglądania przyszłej żony i aranżowane małżeństwa. Podróżując
po kraju, autor dociera zarówno do wielkich metropolii takich jak Bombaj,
Madras, czy Kalkuta, jak i do mniejszych miejscowości. Wszędzie spotyka ludzi,
którym oddaje głos – bo to oni opowiadają o swoich doświadczeniach, opisują
zachodzące zmiany ze swojej perspektywy, na przykładzie własnych doświadczeń.
Problem w tym, że tych ludzi jest
tak wiele, że nie byłam w stanie zapamiętać, kto jest kim i czego dotyczyła
jego historia. A bohaterowie V.S. Naipaula pojawiali się w książce dość
chaotycznie, co również nie ułatwiało sprawy. Podane historie – wszystkie w
formie rozmowy, wywiadu – już w połowie książki zlewały się w jedno, a mnogość
poruszonych przez autora tematów trochę przygniatała.
Moje rozczarowanie wynika z
faktu, że byłam nastawiona na reportaż podróżniczy, opisujący współczesne Indie
i życie ich mieszkańców. Mój błąd. Wybrałam książkę w ciemno, sugerując się
tylko tytułem. Inna sprawa, że książka zdecydowanie adresowana jest do
wprawionego czytelnika, który interesuje się historią Indii i sytuacją tym
kraju. Laik, taki jak ja, poczuje się zmęczony nadmiarem nazwisk, które nic mu
nie mówią; faktów (nawet sprzed kilkuset lat), o których nawet nie słyszał;
słownictwem, które komuś bez głębokiej wiedzy niewiele mówi, a którego autor
nie tłumaczy. Dla mnie za dużo, za długo i zbyt skomplikowanie.
Prawda jest taka, że lektura mnie
przerosła, bo zwyczajnie zabrakło mi wiedzy, żeby ją docenić. Obiektywnie
jednak uważam, że dla znawcy tematu, będzie to książka w sam raz – doceni i
różnorodność tematów, i rys historyczny, i „branżowe” słownictwo.
Ja odpadłam. Nie doczytałam. I
nie jest mi z tego powodu żal.
Zapraszamy do dodania bloga w serwisie zBLOGowani! Mamy już ponad 5000 blogów z 22 kategorii.
OdpowiedzUsuńNależy założyć konto jako bloger i w 2 krokach dodać bloga do serwisu. Nasz robot sam pobiera aktualne wpisy i prezentuje je tysiącom użytkowników którzy codziennie korzystają ze zBLOGowanych. Dla blogera to korzyść w postaci nowych czytelników i większego ruchu na blogu. Zapraszamy!