28 lutego 2014

Studium w szkarłacie - Arthur Conan Doyle

Wpadłam w monotonię. Od dłuższego czasu na przemian czytam albo reportaże, albo kryminały skandynawskie. Oba gatunki bardzo lubię, no ale ileż można! Ponieważ poczułam przesyt, postanowiłam zrobić skok w bok. Obiekt zdrady wybrałam sama. Nikt nic nie polecił, nie pożyczył, po prostu uświadomiłam sobie, że mam braki i że chyba wypada je nadrobić?



Padło więc na Sherlocka Holmesa, o którym wiedziałam chyba tyle co przeciętny, statystyczny Polak. Fajka, płaszcz, charakterystyczne nakrycie głowy, 2 filmy po drodze. Tak, proszę Państwa, taka była cała moja wiedza o Sherlocku, kiedy zabierałam się za lekturę. Skromnie, wiem…

26 lutego 2014

Rublowka - Walerij Paniuszkin

Ta książka wołała do mnie z półki za każdym razem, jak koło niej przechodziłam – „Ja, teraz ja! Mnie wybierz, mnie!”. No to wybrałam. Oczekiwania były wysokie. Zawartość: Rosja. No nie ma bata, musi być ciekawie. Okładka: genialna! Koło tej książki naprawdę nie dało się przejść obojętnie. Kusiła tą wypacykowaną panią na okładce z namiętnie rozchylonymi usteczkami. Graficznie - mistrzostwo świata, serio. Zapowiadała naprawdę ciekawą podróż po luksusowej dzielnicy Moskwy – Rublowce. Pomyślałam sobie: no dobra Panie Waleriju Paniuszkinie, zaskocz mnie!



A on wziął i nie tylko nie zaskoczył, ale omalże nie zanudził na śmierć. Siła woli dobrnęłam do końca. No tak już mam, czytam nawet jak boli. Tu może nie bolało aż tak bardzo (bywało gorzej), ale też jakoś specjalnie autor mnie nie porwał. Tak obiektywnie – do setnej strony jeszcze jakoś to szło, jeszcze dawało radę, ale potem jak siadło, to siadło.

23 lutego 2014

Grobowa cisza - Arnaldur Indridason

Po skończeniu pierwszej książki Arlandura Indridasona postanowiłam pójść za ciosem i sięgnęłam po kolejną. Jak mam się zaprzyjaźnić z Erlendurem Sveinssonem, to trzeba kuć żelazo póki gorące. Wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze do zacieśnienia znajomości, choć...mało brakowało, a część druga serii wylądowałaby na półce nieprzeczytana, kariera Arlandura ległaby w gruzach, a ja zostałabym rozczarowana z trzema zbędnymi książkami do opchnięcia. I to nawet nie z winy autora, bo zanim akcja zdążyła się w ogóle rozkręcić, ja miałam już serdecznie dość i powstrzymywałam się, żeby nie cisnąć książką przez okno pociągu. Dlaczego?


Bo, na litość boską, ulewało mi się, jak przez kilka pierwszych stron czytałam o "małym jubilacie", "matce jubilata", "siostrze jubilata", "kolegach jubilata". Jubilat zrobił to, tamto, siamto, owamto. I żeby owy "jubilat" miał chociaż 50, 75 albo 100 lat, to jeszcze bym zrozumiała. Ale on miał 8!!! Więc skąd, do ciężkiej cholery, pytam się ten jubilat? Korektorowi się na oczy rzuciło, czy miał lekkie zaćmienie? Tak, miałam to nieszczęście, że skończyłam polonistykę i bolało mnie to fizycznie, zawsze boli, jak ktoś używa słów nie znając ich znaczenia. Ludzie drodzy, no ileż można tłumaczyć, że jubilat to ktoś, kto obchodzi jubileusz, czyli jakieś okrągłe ważne wydarzenie, rocznicę okrągłą, lub coś w ten deseń. A ośmioletni chłopiec świętujący swoje urodziny może być co najwyżej SOLENIZANTEM!!! Tak, solenizantem i niczym innym. I proszę to sobie wbić do głowy. I nie, nie wymyśliłam sobie tego, nie wzięłam z powietrza, ze słownika wzięłam. Niedowiarków tam właśnie odsyłam. Jasne?

19 lutego 2014

W bagnie - Arnaldur Indridason


Kryminał, Islandia, wcześniejsze doświadczenia z Yrsą Sigurdardottir - taki ciąg myślowy spowodował, że baz wahania wyszłam z księgarni z trzema książkami Arlandura Indridasona, przekonana, że dobrze zainwestowałam pieniądze. Mój niepokój wzbudziła dopiero notka o autorze, z której dowiedziałam się, że oto obcować będę z islandzkim Henningiem Mankellem. Ale to doczytałam dopiero, jak zasiadłam do lektury, więc, że tak powiem, była już „musztarda po obiedzie”. Książki kupione, kasa wydana, trzeba czytać.


Nie lubię, jak się promuje pisarza, wskazując na podobieństwa do drugiego lub co gorsza sugerując, że ten właśnie autor, po którego książkę sięgasz, jest sto razy lepszy od tego, którego bardzo dobrze znasz, cenisz i lubisz. Raz się na to nabrałam, średnio na tym wyszłam i nie chciałam, żeby historia się powtórzyła. Dlatego do drugiego rzekomego Henninga Mankella oraz jego bohatera Erlendura Sveinssona, który niewątpliwie miał być drugim Kurtem Wallanderem, podeszłam z dużą dozą nieufności. Mówiąc szczerze - ja na dzień dobry nastawiłam się na nie!

A potem połknęłam książkę w 2 dni i w połowie przestałam myśleć, że oto zdradzam oryginał z kopią. 

15 lutego 2014

Statek śmierci - Yrsa Sigurdardottir

Trochę się czuję rozczarowana. Spodziewałam się, że ostatnia książka z serii o prawniczce Thorze zmiażdży mnie, wykręci mi flaki ze strachu na drugą stronę i pozostawi ze stanem przedzawałowym. No niestety. Ani zawału, ani wykręcania flaków nie było.


Moje rozczarowanie wynika głównie z faktu, że wszystkie książki Pani Yrsy porównuję do Spójrz na mnie (część piąta serii o Thorze), która dla mnie była najlepsza z nich wszystkich i była zapowiedzią fenomenalnej całej serii. I tu pies pogrzebany. Bo jak się zaczyna czytać serię od środka, to tak właśnie jest. O ile cztery pierwsze pozycje (a w zasadzie trzy, bo pierwszej części jeszcze nie czytałam) miały prawo być słabsze (wymieniam przeze mnie przeczytane, czyli: Weź moją duszę, W proch się obrócisz, Lód w żyłach), bo wiadomo, że autorka musi się rozpędzić, rozwinąć skrzydła i wypracować sobie swój własny niepowtarzalny styl, o tyle wszystkie po Spójrz na mnie powinny już być dopracowane w każdym szczególe,a czytelnik przed rozpoczęciem czytania powinien łyknąć środki uspokajające, żeby przetrwać jakoś lekturę. Jeszcze Pamiętam cię (poza serią o Thorze) dawało radę i zapowiadało, że dalej może być już tylko lepiej (mimo takiego sobie zakończenia). Szkoda, ale lepiej nie było :/ 

9 lutego 2014

Soczi. Igrzyska Putina - Wacław Radziwinowicz

Gogol w czasach google'a  był moim pierwszym spotkaniem z Wacławem Radziwinowiczem (w wersji książkowej oczywiście, bo teksty Pana Wacława znam z GW). Ponieważ książka mi się spodobała, poszłam za ciosem i sięgnęłam po kolejną: Soczi. Igrzyska Putina. 


I muszę przyznać, że trochę się spóźniłam z lekturą. Wypadałoby zapoznać się z treścią nieco wcześniej, a nie na chwilę przed olimpijskim szaleństwem. Biję się w pierś, że okazałam się takim ignorantem, ale muszę się przyznać, że totalnie mnie nie interesuje oglądanie sportu w TV (poza skokami, ale to też już z przypadku raczej), w związku z czym temat XXII Zimowej Olimpiady w Soczi absolutnie olałam. Coś tam do mnie docierało oczywiście, ale to na zasadzie raczej "wiem, że dzwony dzwonią, ale nie wiem, w którym kościele". Gdybym przeczytała Igrzyska wcześniej, to pewnie i bardziej w temacie bym była, i jakoś bardziej by mnie to interesowało (od strony organizacyjnej oczywiście). No ale - wyszło, jak wyszło. Moja strata. 

4 lutego 2014

Ręka. Ostatnie śledztwo Kurta Wallandera - Henning Mankell

Kurcie Wallanderze, tęskniłam! :)

Czytanie Ręki było jak spotkanie ze starym, dawno niewidzianym przyjacielem. Znasz go tak dobrze, że w zasadzie niczym nie jest Cię w stanie zaskoczyć. A jednak jesteś ciekawy co u niego i cieszysz się na spotkanie. Ja, jako fanka serii o Wallanderze, cieszyłam się bardzo :)



Co u Kurta? Po staremu. Wciąż jest nieco zgorzkniały, nieco wypalony, samotny, ale wciąż też jest mistrzem w swoim fachu. Co tu dużo mówić - ja uwielbiam tego typa! Nie za to, że jest bez rys, ale właśnie za to, że tych rys ma sporo. Bo to nie jest super bohater, to gość, który się myli, popełnia błędy, błądzi szukając rozwiązania. Czasem jest irytujący (zwłaszcza, jak w najważniejszym momencie zapomina telefonu), czasem jest mi go szkoda, a czasem podziwiam go za zmysł i intuicję. Po prostu człowiek z krwi i kości, którego się lubi lub nie.