24 marca 2015

Nie oświadczam się - Wiesław Łuka

Nie oświadczam się Wiesława Łuki to nie jest reportaż, do którego się wraca, którego wycyzelowane zdania czyta się z ogromną przyjemnością. Nie. Reportaż Wiesława Łuki to czysta dziennikarska relacja, opis zdarzeń, tragedii, która rozegrała się w wigilijną noc i jej następstw. Reportaż Wiesława Łuki boli, uwiera, wciąga i odpycha jednocześnie. Autentyczność, szorstkość, chropowatość to jego największa siła.


Była cicha i święta noc w miasteczku Połaniec. Rok 1976. Ludzie wyszli z pasterki, wsiedli do autobusu i ruszyli w kierunku Zrębina. Tak się nazywa ich wieś nieopodal. Po drodze stało się nieodwracalne. Trzydziestu pasażerów patrzyło przez szybę, jak ono się dzieje. Sąsiedzi zabijali sąsiadów: młodą kobietę w ciąży, jej męża i nastoletniego brata – to fragment ze wstępu Wojciecha Tochmana.


Trzy ofiary i kilkadziesiąt niemych uczestników rozgrywającej się na ich oczach zbrodni. Czterech oprawców, którym na sali rozpraw nie popłynęła z oka nawet łza. Świadkowie, którzy idąc w zaparte, świadomie i celowo mijali się z prawdą – za kilka tysięcy złotych włożonych chyłkiem do kieszeni, za złoty medalik, związani uroczystą i groteskową w swym kształcie przysięgą (ślubowanie na różaniec, podpis złożony własną krwią), zastraszani złym słowem, milczący. Główni aktorzy napisanego przez życie gorzkiego dramatu.

I Nie oświadczam się przypomina trochę w swym kształcie dramat. Na wstępie lista postaci z krótkim opisem kto kim jest i jaką pełni tu funkcję. Następnie krótkie i treściwe wprowadzenie, i już za chwilę na scenę wychodzą po kolei bohaterowie, by wygłosić swoje kwestie. Za tło służyła im głównie sala sądowa. Autora w tych chwilach jakby nie było. Poczucie, że uczestniczę w jakiejś teatralnej sztuce nie opuszczało mnie prawie przez całą książkę, szczególnie w tych „sądowych” fragmentach.

Nie oświadczam się nie czyta się lekko i nie tylko ze względu na temat, ale również na bardzo charakterystyczny język. Pamiętajmy, że czytamy tekst sprzed ponad trzydziestu lat – nieco nie przystający do dzisiejszych realiów. Już to nas uwiera, przeszkadza w lekturze i męczy. A ponieważ autor oddał bohaterom głos w całości, nie ingerował w ich wypowiedzi, nie dodawał im redaktorskiego szlifu, są one w pełni autentyczne – taka specyficzna mieszanka języka urzędowego z językiem prostym, potocznym, niewyszukanym. Ale w tym też tkwi cała moc tej książki – w jej szorstkiej autentyczności.

Reportaż Wiesława Łuki to nie tylko dokładny opis zbrodni, to nie tylko chłodna relacja z sądowej sali, zapis rozmów ze świadkami, oskarżonymi i ich rodzinami. To także świetnie odmalowany portret hermetycznego wiejskiego środowiska, mocno uwikłanego we wzajemne relacje, w którym rządzi i zasady ustala ten najsilniejszy, najwyżej postawiony, budzący respekt zmieszany ze strachem. Aż trudno uwierzyć, że jednej osobie udało się zastraszyć i zmusić do milczenia prawie całą wieś. Aż trudno uwierzyć, że nikt z obserwujących zbrodnię nie zareagował. Nie chce się wierzyć, że napiętnowani zostali nie ci, którzy zabijali, lecz ci, którzy mieli odwagę zeznawać prawdę, wyłamać się z grupy, odmówić pieniędzy.

Pytania o sens tego wszystkiego, o to jak mogło do czegoś takiego dojść, jak ludzie mogli zgodzić się na takie okrucieństwo – powracają przez cały czas. Wiesław Łuka wielokrotnie odwiedzając Zrębin, chodząc od domu do domu, drążąc temat, próbował znaleźć na nie odpowiedzi. I chyba nie do końca to się udało. Trzydzieści pięć lat później Łuka znów wraca do Zrębina, sprawdzić co się zmieniło. A nie zmieniło się nic. Zastał wieś i jej mieszkańców wciąż w podziałach, jedni przeciw drugim, napiętnowani zbrodnią przeciw tym, którzy zeznawali. W powietrzu aż czuć wciąż nie wyładowane napięcie, wzajemne animozje i strach, że dzieci oskarżonych zapragną zemsty. I jakby nikt nie zrozumiał, co się właściwie stało. Jakby nikt nie wyciągnął wniosków. Jakby wszyscy wyparli z pamięci śmierć trojga niewinnych ludzi.

To mogło się stać gdziekolwiek - stało się tam. Zginęli, bo poszło o głupią kiełbasę. Kiełbasę, którą wyniesiono z ich wesela. Czy to jest powód by zabić człowieka?

I to wciąż brzmiące w głowie „nie oświadczam się, nie oświadczam się, nie oświadczam się”.

Kurtyna.

6 komentarzy:

  1. Czytałam dziś o tej książce w WO. I chciałabym, i boję się.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie jest lekko. Ale jeśli lubisz literaturę faktu, to spróbuj. Dla samego tematu warto.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jak to się stało, że ta książka mi zupełnie umknęła wśród premier; chyba muszę nadrobić zaległości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj koniecznie. Chociażby ze względu na temat. Mocny. Specyficzna, ale dobra książka.

      Usuń
    2. A teraz ciekawostka.. Byłam dziś w moim ukochanym antykwariacie i Łuka zerkał na mnie z półki. Zajrzałam, a w środku podpis autora. No i kupiłam, będzie czytana :D

      Usuń
  4. Ale fart! :) Taki gratis Ci się trafił :) Fajnie. Tylko może z czytaniem wstrzymaj się do jesieni, bo to wyjątkowo lektura nie na lato.

    OdpowiedzUsuń