Nie oświadczam się Wiesława Łuki to nie jest reportaż, do którego
się wraca, którego wycyzelowane zdania czyta się z ogromną przyjemnością. Nie.
Reportaż Wiesława Łuki to czysta dziennikarska relacja, opis zdarzeń, tragedii,
która rozegrała się w wigilijną noc i jej następstw. Reportaż Wiesława Łuki
boli, uwiera, wciąga i odpycha jednocześnie. Autentyczność, szorstkość,
chropowatość to jego największa siła.
Była cicha i święta noc w miasteczku Połaniec. Rok 1976. Ludzie wyszli
z pasterki, wsiedli do autobusu i ruszyli w kierunku Zrębina. Tak się nazywa
ich wieś nieopodal. Po drodze stało się nieodwracalne. Trzydziestu pasażerów
patrzyło przez szybę, jak ono się dzieje. Sąsiedzi zabijali sąsiadów: młodą
kobietę w ciąży, jej męża i nastoletniego brata – to fragment ze wstępu
Wojciecha Tochmana.
Trzy ofiary i kilkadziesiąt
niemych uczestników rozgrywającej się na ich oczach zbrodni. Czterech oprawców,
którym na sali rozpraw nie popłynęła z oka nawet łza. Świadkowie, którzy idąc w
zaparte, świadomie i celowo mijali się z prawdą – za kilka tysięcy złotych
włożonych chyłkiem do kieszeni, za złoty medalik, związani uroczystą i
groteskową w swym kształcie przysięgą (ślubowanie na różaniec, podpis złożony
własną krwią), zastraszani złym słowem, milczący. Główni aktorzy napisanego
przez życie gorzkiego dramatu.
I Nie oświadczam się przypomina trochę w swym kształcie dramat. Na
wstępie lista postaci z krótkim opisem kto kim jest i jaką pełni tu funkcję.
Następnie krótkie i treściwe wprowadzenie, i już za chwilę na scenę wychodzą po
kolei bohaterowie, by wygłosić swoje kwestie. Za tło służyła im głównie sala
sądowa. Autora w tych chwilach jakby nie było. Poczucie, że uczestniczę w
jakiejś teatralnej sztuce nie opuszczało mnie prawie przez całą książkę,
szczególnie w tych „sądowych” fragmentach.
Nie oświadczam się nie czyta się lekko i nie tylko ze względu na
temat, ale również na bardzo charakterystyczny język. Pamiętajmy, że czytamy
tekst sprzed ponad trzydziestu lat – nieco nie przystający do dzisiejszych
realiów. Już to nas uwiera, przeszkadza w lekturze i męczy. A ponieważ autor
oddał bohaterom głos w całości, nie ingerował w ich wypowiedzi, nie dodawał im
redaktorskiego szlifu, są one w pełni autentyczne – taka specyficzna mieszanka języka
urzędowego z językiem prostym, potocznym, niewyszukanym. Ale w tym też tkwi
cała moc tej książki – w jej szorstkiej autentyczności.
Reportaż Wiesława Łuki to nie
tylko dokładny opis zbrodni, to nie tylko chłodna relacja z sądowej sali, zapis
rozmów ze świadkami, oskarżonymi i ich rodzinami. To także świetnie odmalowany
portret hermetycznego wiejskiego środowiska, mocno uwikłanego we wzajemne
relacje, w którym rządzi i zasady ustala ten najsilniejszy, najwyżej
postawiony, budzący respekt zmieszany ze strachem. Aż trudno uwierzyć, że
jednej osobie udało się zastraszyć i zmusić do milczenia prawie całą wieś. Aż
trudno uwierzyć, że nikt z obserwujących zbrodnię nie zareagował. Nie chce się
wierzyć, że napiętnowani zostali nie ci, którzy zabijali, lecz ci, którzy mieli
odwagę zeznawać prawdę, wyłamać się z grupy, odmówić pieniędzy.
Pytania o sens tego wszystkiego,
o to jak mogło do czegoś takiego dojść, jak
ludzie mogli zgodzić się na takie okrucieństwo – powracają przez cały czas. Wiesław
Łuka wielokrotnie odwiedzając Zrębin, chodząc od domu do domu, drążąc temat,
próbował znaleźć na nie odpowiedzi. I chyba nie do końca to się udało.
Trzydzieści pięć lat później Łuka znów wraca do Zrębina, sprawdzić co się
zmieniło. A nie zmieniło się nic. Zastał wieś i jej mieszkańców wciąż w podziałach,
jedni przeciw drugim, napiętnowani zbrodnią przeciw tym, którzy zeznawali. W
powietrzu aż czuć wciąż nie wyładowane napięcie, wzajemne animozje i strach, że
dzieci oskarżonych zapragną zemsty. I jakby nikt nie zrozumiał, co się
właściwie stało. Jakby nikt nie wyciągnął wniosków. Jakby wszyscy wyparli z
pamięci śmierć trojga niewinnych ludzi.
To mogło się stać gdziekolwiek - stało
się tam. Zginęli, bo poszło o głupią kiełbasę. Kiełbasę, którą wyniesiono z ich wesela. Czy to jest powód by zabić człowieka?
I to wciąż brzmiące w głowie „nie
oświadczam się, nie oświadczam się, nie oświadczam się”.
Kurtyna.
Czytałam dziś o tej książce w WO. I chciałabym, i boję się.
OdpowiedzUsuńNo nie jest lekko. Ale jeśli lubisz literaturę faktu, to spróbuj. Dla samego tematu warto.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to się stało, że ta książka mi zupełnie umknęła wśród premier; chyba muszę nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj koniecznie. Chociażby ze względu na temat. Mocny. Specyficzna, ale dobra książka.
UsuńA teraz ciekawostka.. Byłam dziś w moim ukochanym antykwariacie i Łuka zerkał na mnie z półki. Zajrzałam, a w środku podpis autora. No i kupiłam, będzie czytana :D
UsuńAle fart! :) Taki gratis Ci się trafił :) Fajnie. Tylko może z czytaniem wstrzymaj się do jesieni, bo to wyjątkowo lektura nie na lato.
OdpowiedzUsuń