Zachwycona Przekleństwami niewinności sięgnęłam po kolejną powieść
amerykańskiego pisarza Jeffrey’a Eugenidesa i utknęłam. Tydzień czytania i
żadnej chemii. Odliczanie stron do końca i zmęczenie trójką głównych bohaterów.
Intryga małżeńska to zawiedzione oczekiwania
i lekkie rozczarowanie. To nawet nie rzecz w tym, że Eugenides popełnił złe
dzieło, bo nie zrobił tego - po prostu są lektury, które nie do wszystkich
trafiają. Intryga małżeńska nie
trafiła do mnie zupełnie.
Bohaterami powieści jest troje
młodych ludzi, którzy właśnie kończą studia i wkraczają w dorosłe życie. Okaże
się ono trudniejsze, niż się spodziewali, a podjęte przez nich decyzje będą
nieść za sobą poważne konsekwencje. Uwikłani w skomplikowaną uczuciową relację
popełnią niejeden błąd, wpakują się w niejedną historię, niejeden raz zwątpią w
siebie. Nie jeden raz pożałują, tego co zrobili. Madeleine, Leonardzie,
Mitchellu – zabawa się skończyła, witajcie w dorosłym świecie.
Na okładce czytamy, że […] Madeleine jest piękną buntowniczką, która
odcina się od rodziny i poszukuje spełnienia w miłości. Leonard to znów uosobienie szaleństwa i niepokorny geniusz. Mitchell
natomiast wyjeżdża do Indii, by tam odnaleźć
siebie. Jakoś zgrzyta mi ten opis, bo ja po lekturze mam nieco inne zdanie
o bohaterach. Nie dopatrzyłam się ani grama buntu w Madeleine. Zrobiła ona na
mnie raczej wrażenie naiwnego dziewczątka, które samo nie wie, czego chce od życia, a jak już wpadnie w tarapaty, to w te pędy goni do rodziców. Rozchwiana w
swoich decyzjach, raczej bawi się w dorosłe życie, bo do prawdziwego jeszcze
nie dorosła. Leonard owszem jest uosobieniem szaleństwa, ale czy geniuszem?
Błyskotliwość, erudycja i umysł ostry jak brzytwa to w jego przypadku raczej
objaw postępującej choroby maniakalno-depresyjnej. A Mitchell – może i po
części szuka siebie, ale przede wszystkim szuka ucieczki od Madeleine, w której jest
beznadziejnie i bez wzajemności zakochany. Ta znów zakochana jest w Leonardzie.
Klasyczny trójkąt. Choć żaden z bohaterów nie wzbudził we mnie sympatii, to
przyznać trzeba, że Eugenides odmalował tę trójką po mistrzowsku, posługując
się całą paletą barw i półcieni - wyraziste, ciekawe, skomplikowane, a jednocześnie
tak w tym prawdziwe postaci, choć zdecydowanie kreacją dominuje wśród nich Leonard. Autor
pozwala nam głęboko wniknąć w wewnętrzny świat każdego z bohaterów, zdradza nam
ich motywacje, lęki, emocje, uczucia.
Dla mnie jest to powieść o tym,
jak trudny i wyczerpujący emocjonalnie jest proces przechodzenia z podlotka w
dorosłego, w pełni odpowiedzialnego za swoje czyny człowieka, o poszukiwaniu
sensu w życiu i samego siebie.
W Intrydze małżeńskiej, oprócz historii wyżej wymienionych bohaterów,
znajdziemy też mnóstwo odniesień do świata literatury, filozofii, religii, a
nawet biologii. Szczerze mówiąc ta powieść jest tym przeładowana. Nie dość, że
dość obszernie zapoznajemy się z gustem literackim bohaterów, to jeszcze wraz z
nimi uczestniczymy w zajęciach z semiotyki, dyskusjach na temat teorii
dekonstrukcjonizmu francuskiego filozofa Derridy i jeszcze poznajemy założenia literatury
epoki wiktoriańskiej. Autor popisuje się wiedzą, żongluje nazwiskami, wychodząc
z założenia, że wszyscy wiedzą, o co chodzi. Dla jednych więc Intryga małżeńska będzie literacką ucztą
i wspomnieniem ożywionych dysput o literaturze, dla drugich literacko-filozoficzne
wtręty będą jedynie irytującym przerywnikiem rozbijającym całość historii i
zbędną dygresją. Eugenidesowi przyświecała głębsza idea, erudycyjny popis,
zabawa konwencją, a ja szukałam prostej historii. Tak, należę do drugiej grupy
czytelników – w powieści szukam przyjemności i rozrywki, a nie rozległej wiedzy
z różnych dziedzin nauki. Tak, jestem prostą konstrukcją - męczy mnie przerost
formy nad treścią i stąd moje rozczarowanie. Choć autor mi zaimponował, to
jednak nie porwał. Czasem nawet wynudził.
Intryga małżeńska to powieść z wyższej półki, wielowarstwowa,
głęboka, ambitna, wypełniona ważką treścią, rozważaniami z pogranicza
literatury i filozofii. To książka zdecydowanie dla tych, którzy w powieści
szukają czegoś więcej niż prostej historii, to książka dla miłośników
intelektualnych zabaw. Szkoda, że opis na okładce wprowadza w błąd. To nie moja
bajka – zwyczajnie. Polecam wytrawnemu czytelnikowi, reszta może sobie
podarować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz