Ameryka nie specjalnie leży w
moim kręgu zainteresowań, ale do tej książki zachęciły mnie: dobre recenzje,
nieco złowieszczy tytuł i ciekawa okładka – w tej właśnie kolejności. Z
radością zasiadłam do lektury, a tu - falstart i konsternacja. Na pierwszym
planie autor, Detroit w tle. Nie o to mi chodziło.
Charlie LeDuff nie należy do
reporterów, którzy usuwają się w cień, oddają głos swoim bohaterom i opisują tylko
rzeczywistość bez wdawania się w osobiste wycieczki. Charlie LeDuff jest
ekspansywny, bezkompromisowy, głośny i bezczelnie panoszy się w tekście. Detroit. Sekcja zwłok Ameryki to głównie
opowieści o tym, gdzie to autor nie był, z kim to się nie spotkał, do czego to
nie dotarł i co, dzięki jego dziennikarskiemu uporowi, udało się załatwić. To
moje początkowe wrażenia z lektury. Gdy już pierwszy szok ustąpił, zaczęłam
dostrzegać plusy.