Wpadłam w monotonię. Od dłuższego czasu na przemian czytam albo reportaże, albo kryminały skandynawskie. Oba gatunki bardzo lubię, no ale ileż można! Ponieważ poczułam przesyt, postanowiłam zrobić skok w bok. Obiekt zdrady wybrałam sama. Nikt nic nie polecił, nie pożyczył, po prostu uświadomiłam sobie, że mam braki i że chyba wypada je nadrobić?
Padło więc na Sherlocka Holmesa,
o którym wiedziałam chyba tyle co przeciętny, statystyczny Polak. Fajka,
płaszcz, charakterystyczne nakrycie głowy, 2 filmy po drodze. Tak, proszę
Państwa, taka była cała moja wiedza o Sherlocku, kiedy zabierałam się za
lekturę. Skromnie, wiem…
Nadrobiłam zatem zaległości,
przeczytałam Studium w szkarłacie i teraz
nie wiem, co mam powiedzieć. Bo ani to zła lektura była, ani też wyjątkowo
dobra - moim zdaniem. Nie mogę się przyczepić, ale też peanu pochwalnego nie
napiszę.
Czytało się lekko, szybko i
przyjemnie, więc nie odmówię autorowi warsztatu. Nie zarzucę też, że nie umie
budować postaci, bo robi to bardzo dobrze. Wszystko logicznie i na swoim
miejscu. Sherlock – budzący sympatię ekscentryk, mistrz dedukcji, nieco łasy na
komplementy i uznanie. Dr Watson – typ obserwatora, wykształcony, ostrożny w
wydawaniu sądów. Oficerowie Scotland Yardu – ambitne, acz średnio inteligentne
typy.
Fabuła też logiczna. Detektyw
Holmes pomaga rozwiązać (w sumie sam rozwiązuje) dwie tajemnicze zbrodnie. Na
miejscu wydarzeń znajduje słowa napisane krwią. Śledztwo prowadzi do Ameryki,
do środowiska Mormonów, gdzie swój początek ma ta podszyta zemstą historia.
Obawiałam się, biorąc pod uwagę
czas powstania powieści, że przytłoczy mnie językowo. Ale nie. Znak czasu był
odczuwalny, ale miało to swój urok.
Wszystko to powinno sprawić, że
będę zachwycona, a byłam co najwyżej zadowolona. To chyba nie mój klimat po
prostu. Nie moja bajka. Za miło, za grzecznie, za elegancko. Żadnej chemii ;) I
nawet nie wiem, czy sięgnę po kolejne części. Ciekawość mnie nie zżera co
prawda, ale z drugiej strony szkoda porzucić serię od razu na początku. Pewnie
dam drugą szansę i albo połknę bakcyla, albo ja i Sherlock się rozstaniemy.
P.S. Tak, wiem, bez szału dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz