Lata 60. XX wieku. Jackson – małe
miasteczko w stanie Missisipi. Tu segregacja rasowa wciąż ma się bardzo dobrze.
Oddzielne ubikacje dla „kolorowych”, bo przecież przenoszą choroby. Oddzielne
sztućce i naczynia, bo po co ryzykować. Oddzielne dzielnice, bo przecież to
nawet nie ludzie. W zasadzie to powinni być wdzięczni za to, że mogą pracować u
„białych” i w ogóle żyć.
Skeeter to córka farmera, nieco
zdominowana przez matkę. Wychowana przez służącą Constantine, która staje się
dla niej bardzo bliską osobą. Po skończonych studiach wraca do rodzinnej
miejscowości i nie może się odnaleźć w zastanych realiach. Małomiasteczkowe
klimaty wzajemnej adoracji, kółka brydżowe i elitarna niemalże organizacja o
nazwie Liga Pań stają się dla niej przyciasne, a stosunek „białych” do
„kolorowej” służby trudny do zaakceptowania.
Minny ma niewyparzoną gębę i
nieprzeciętny talent kulinarny. Butna, dumna, nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Niestety zadziera z nieodpowiednią osobą – Hilly, kolejną bohaterką tej
powieści, przewodniczącą Ligi Pań i wyjątkową mąciwodą, która rozstawia
mieszkańców Jackson po kątach.
Aibileen jest przyjaciółką Minny
i służąca w domu Leefoltów, w którym wychowuje małą Mae Moblay - jedno z
kilkudziesięciu dzieci w swojej dotychczasowej karierze. Zniosła w życiu
niejedno upokorzenie, kiedy jednak w wypadku ginie jej jedyny syn, coś w niej
pęka, a ziarenko buntu powoli kiełkuje.
Te trzy bohaterki połączy wspólna
sprawa, niebezpieczna tajemnica – napisana przez nie książka obnażająca prawdę
o pracy służących w domach białych pań. Kiedy trafi ona do księgarni w Jackson,
dotychczas spokojne życie miasteczka zatrzęsie się w posadach, upadną ideały,
prawda wyjdzie na jaw, a konsekwencje będą poważne. Jednak tej lawiny już nie
da się zatrzymać.
Co prawda jestem zwolenniczką
zasady najpierw książka, potem film, ale w tym przypadku stało się inaczej.
Miałam obawy, czy po tak dobrej ekranizacji, książka spełni moje oczekiwania.
Spełniła, a to że czytając, miałam konkretne postaci przed oczami, zupełnie mi
nie przeszkadzało.
Historia opowiedziana jest z
punktu widzenia właśnie tych trzech bohaterek. I w zależności od tego, która z
nich dochodzi do głosu, zmienia się styl wypowiedzi. Aibileen i Minny mówią
językiem prostym, pełnym błędów, co na początku przeszkadzało mi w odbiorze,
ale idzie przywyknąć.
Kathryn Stockett zadebiutowała
pięknie. Stworzyła może nie jakieś wyjątkowo wielkie dzieło, ale na pewno
książkę wartą uwagi, którą czyta się bardzo przyjemnie. Świetnie oddany klimat
amerykańskiej prowincji lat 60’, w tle ważne zmiany zachodzące wówczas w
Stanach Zjednoczonych, a na pierwszym planie realne problemy mieszkańców
Jackson i ich rozpaczliwa próba zatrzymania tego co nieuchronne. Autorce udało
się wykreować bardzo dobre postaci, które trafnie obdarzyła cechami charakteru.
Śmiejemy się zatem trochę z naiwno-słodkiej Celii, nie znosimy złośliwej Hilly,
pogardzamy nijaką i uległą Elizabeth i kibicujemy najważniejszej trójce oraz
innym służącym zaangażowanym w projekt.
Służące to nie tylko książka o rasizmie. To książka o naszej ludzkiej
ułomności polegającej na szeregowaniu innych po wyglądzie, rasie, czy
pochodzeniu. To książka o stawianiu niepotrzebnych granic i próbach ich
przełamywania. I w końcu to książka o ślepym podążaniu za tłumem i o tym, że
czasem warto pójść pod prąd. I że nie należy się bać, bo zmiany czasem wychodzą
na dobre. Ciepła, mądra i momentami zabawna powieść. Warto.
Uwielbiam! Podobnie jak Ty, zaczęłam od filmu i wcale nie żałuję swojego wyboru, może nawet lepiej sobie dzięki niemu wyobraziłam wszystkie postaci, bo i dobór obsady był bardzo trafny.
OdpowiedzUsuńTo racja, świetnie dobrani aktorzy :)
UsuńGenialna!
OdpowiedzUsuńTeż zaczęłam od filmu. A książka czeka, czeka w kolejce! : )
OdpowiedzUsuńWolę w kolejności film - książka, ale tutaj film zachęcił do książki, więc nie jest to problem :)
Usuń