Obok takiej okładki nie da się przejść
obojętnie. Fascynuje i przyciąga. Uśmiechnięte dziecko przykuwa wzrok. Czym ono
się tak upaprało? Nie, to nie jest malinowy sok.
Tam, gdzie zabierze nas Magdalena
Skopek, pije się jeszcze ciepłą krew renifera. Właśnie tym umorusało się to
uśmiechnięte na okładce dziecko. Przerażające? Dla autorki tej książki nie
specjalnie. Magdalena Skopek, z wykształcenia doktor fizyki, z zamiłowania
podróżniczka, pojechała tam, gdzie kończy się ziemia – czyli na Jamał, bo tyle
właśnie znaczy to słowo w języku nienieckim. Bezkresne niziny ciągnące się po
horyzont, niemal bezludne tereny, karłowata roślinność, mroźne zimy oraz bardzo
krótkie i raczej chłodne lato – w tak surowych warunkach żyją Nieńcy, czyli
rdzenni i jedyni mieszkańcy tego regionu,
trudniący się polowaniem i hodowlą reniferów. Ich rytm życia wyznacza
przyroda.
Przez dwa miesiące żyła też tam ona
– Magdalena, autorka tego reportażu. Mieszkała wraz z rodziną Akatteto w ich
czumie, spała w posłaniu ze skór renifera, znosiła chłód i niewygody, walczyła
z uporczywie gryzącymi komarami, jadła miejscowe rarytasy - surowe mięso i ryby
(na mózg renifera wyjadany łyżeczką prosto z czaszki, czy gałkę oczną nie dała
się jednak namówić). Powoli wnikała w ich niedostępny dla innych świat i obserwowała
ich codzienne zwyczaje, a oni przyjęli ją ciepło i serdecznie, otoczyli opieką i
pokazali jak można żyć z dala od cywilizacji.
Autorka książki chłonęła ich
kulturę, uczyła się nowych słów, wysłuchiwała różnych historii i wszystko to
skrzętnie notowała w swoim notatniku. Dobra
krew. W krainie reniferów, bogów i ludzi to zapiski z jej podróży,
uzupełnione licznymi fotografiami.
I to w zasadzie jest największy i
chyba jedyny plus tej książki – fotografie. Dobrze móc zobaczyć, o czym się
właściwie czyta; dobrze, że nie trzeba polegać tylko na swojej wyobraźni. Zdjęć
jest dużo i są naprawdę całkiem niezłe. Czego niestety nie da się powiedzieć o
tekście. Czytało się to ciężko. I choć to
przecież mój krąg zainteresowań, to modliłam się o koniec. Pani Magdalena nie
ma lekkiego pióra. I choć bardzo się stara być zabawna, to nie potrafi
zainteresować czytelnika. Zbyt długi, chaotyczny początek, męczący koniec i całość,
która bardziej przypomina przeciętny pamiętnik z wyjazdu niż literackie, godne uwagi
dzieło.
Posunięcie z okładką w tym
momencie okazuje się całkiem sprytne, pewnie sporo osób dało się skusić, kupiło i gdzieś
w środku ugrzęzło. Chwyt marketingowy spełnił swoje zadanie. Podziwiam autorkę, że zdobyła się na taki wyjazd i na takie poświęcenie, że znosiła bez słowa ciężkie warunki, ale do książki nie zdołała mnie przekonać.
Magdalena Skopek obrała dobry
kierunek, wybrała interesujący temat i niestety na nim poległa. Dobra krew. W krainie reniferów, bogów i
ludzi to świetny przykład na to, że podróżować może każdy, jednak nie każdy
powinien chwytać za pióro. Dla wytrwałych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz