Carandiru – największe
więzienie w Brazylii. Miejsce, do którego na pewno nie chcielibyście trafić.
Przedsionek piekła. Przeludnione. Brudne. Niebezpieczne. Zamieszkane przez gwałcicieli,
morderców, złodziei i wszelkich innej maści przestępców. Gruźlica, epidemia AIDS
i krak to ich najlepsi przyjaciele. Donosiciel – największy wróg. Szczury,
wszy, świerzb – towarzysze niedoli.
Tego miejsca już nie ma. Po
buncie w 1992 roku, kiedy z rąk policji życie straciło ponad stu więźniów, Carandiru
zaczęło budzić coraz większe kontrowersje. W 2002 roku zostało zamknięte,
następnie zburzone.
Pamięć o nim jednak została.
Dramatyczne wydarzenia rozgrywające się wewnątrz więzienia, ludzkie historie,
popełnione przestępstwa przywołuje w swojej książce Drauzio Varella – lekarz,
który bramę Carandiro przekroczył dobrowolnie w 1989 roku i następnych dziesięć
lat walczył tam z AIDS oraz leczył swoich nietypowych pacjentów. Początkowo
traktowany z nieufnością, z czasem zdobył ich zaufanie. Zbliżył się do nich,
poznał ich tajemnice, z niektórymi nawet się zaprzyjaźnił.
Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie Brazylii to zbiór
krótkich tekstów, w których autor odsłania kulisy codziennego życia za murami,
rządzące wewnątrz zasady, więzienną hierarchię.
Sięgając po tę książkę
oczekiwałam, że autor zaprowadzi mnie w sam środek piekła, brutalną
rzeczywistość, w której rządzi przemoc, a więzienne cele zamieszkują odrażające,
nie warte litości typy. I po części tak było. Do Carandiru nikt nie trafia za
niewinność. To nie wczasy pod palmami. Nigdy nie wiadomo, kiedy kogoś dosięgnie
ręka więziennej sprawiedliwości, a stary wróg zechce wyrównać porachunki,
wbijając nóż w pierś. Wyroki śmierci, pobicia, przelewy krwi to tu codzienność.
Wielu z bohaterów przytoczonych przez Varellę historii było w stanie zabić własnego przyjaciela bez mrugnięcia okiem. Bezwzględni, brutalni, bezlitośni. W nie
lepszym świetle autor stawia też funkcjonariuszy. Skorumpowani, na usługach
gangsterów, handlujący w więzieniu narkotykami, dorabiający po pracy jako
ochroniarze w burdelach.
Mimo to w każdym ze swoich
bohaterów autor próbuje dostrzec człowieka. Za każdym, nawet najbardziej
okrutnym przestępcą, stoi przecież jakaś historia. Trudne dzieciństwo, życie w
faweli, złe towarzystwo, narkotyki – czasem tylko to decydowało, że ktoś
wybierał życie gangstera. W przypadku skorumpowanych funkcjonariuszy decydującą
rolę w zejściu na złą drogę odgrywały niskie zarobki, niemożność utrzymania
rodziny, ale czasem i zwykła chciwość, chęć zysku. Varella opowiada te historie
nie oceniając nikogo. Czasem nas bawi, czasem wzrusza, a czasem skłania do refleksji.
Wszystko to całkiem zgrabnie
opowiedziane. Na tyle lekko i przystępnie, że przez całość leci się
błyskawicznie. Krótkie rozdziały tylko podtrzymują to tempo. Tylko jednego mi tu
zabrakło. Czegoś, co spowodowałoby, że każda z tych historii, nawet ta mniej
ciekawa, wryłaby mi głęboko w głowę – napięcia, mroku, brutalnej szczerości?
Tymczasem autor opowiada to wszystko tonem dobrotliwego wujka, pełnego ciepła,
zrozumienia i empatii.
Szacunek dla Varelli za odwagę,
by wniknąć w to całe towarzystwo; za poważanie, które w tym środowisku zdobył; za uwagę i troskę, którą więźniom okazał. Jednak całości zwyczajnie brakuje
"pazura".
Ostatni krąg to w sumie nic wyjątkowego. Nic, co zapadnie w pamięć. Bez zaskoczenia. Bez wstrząsu. Chyba stopniowo
pogrążam się w znieczulicy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz