21 listopada 2014

Samotni - Håkan Nesser

Maria Winckler. Nauczycielka w Kymlinge. Młoda, piękna, interesująca. Choć jej przyjaciele użyliby innego epitetu – dziwna. Ginie w wąwozie Gåsa w bardzo niejasnych okolicznościach. Mimo skrupulatnego i długiego śledztwa sprawa jej śmierci pozostaje niewyjaśniona.

Trzydzieści pięć lat później w tym samym miejscu przypadkowy spacerowicz znajduje zwłoki starszego mężczyzny. To Germund Grooth, około sześćdziesięcioletni nauczyciel fizyki. Skoczył sam, czy ktoś mu pomógł? Przypadek, czy między tymi dwiema ofiarami istnieje jakiś związek? Oczywiście sprawę prowadzi bardzo dobrze znany już nam duet Gunnar Barrbarotti i Eva Backman. Zdziwicie się, jaki będzie finał i jak wiele wspólnego mieli ze sobą Germund i Maria. 


Samotni konstrukcją przypominają Całkiem inną historię, czyli drugą część cyklu o Barbarottim. Kto czytał, ten już wie, czego się spodziewać: dwie zgrabnie przeplatające się historie, osadzone w zupełnie różnych przedziałach czasowych. Z tą tylko różnicą, że czwartą część Nesser spiął dodatkowo klamrą, która dopełnia całość. Tu podpowiedź – trzeba czytać bardzo uważnie.

Trudno powiedzieć, co to właściwie jest – powieść obyczajowa z wątkiem filozoficzno-religijnym, czy jeszcze kryminał? Nesser zręcznie wymyka się sztywnym ramom. Wrzuci trochę tego, trochę tamtego. Poprzeplata. Przemyci kilka refleksji nad życiem, nad kondycją człowieka. Postawi parę znaków zapytania. W efekcie to, co przykuwa nas do kanapy, to nie wątek kryminalny, a historia sprzed kilkudziesięciu lat – losy sześciorga młodych ludzi, których spontaniczna podróż do Europy Wschodniej kończy się tragicznie, a ich przyjaźń wystawiona zostaje na ogromną próbę. Chciałabym wyjaśnić trochę więcej, ale nie będę Wam psuć zabawy.

Standardowo – Ci, którzy spodziewają się Bóg wie czego - zawrotnej akcji, wolt, zmyłek -  mogą sobie darować czytanie, odłożyć na półkę i zapomnieć. Tym, którym się równie nie spieszy, co autorowi, polecam rozsiąść się wygodnie na kanapie, zarezerwować trochę czasu i dać się wciągnąć lekturze. Uwierzcie mi, nastąpi to wcześniej lub później. Powoli, nieśpiesznie i zupełnie niespodziewanie autor wrzuci Was w sam środek wydarzeń, w których nie chcielibyście uczestniczyć.

W całej tej radości, jaką miałam z czytania, pojawił się tylko jeden zgrzyt. Zmęczył mnie Nesser tym razem religijnymi rozważaniami Barbarottiego, które w tej części przybierają postać hard. To, co we wcześniejszych książkach bawiło i dodawało smaczku postaci inspektora, tu męczy, nuży, irytuje i traci dawną świeżość.

Samotni to w gruncie rzeczy bardzo smutna i gorzka książka. Zadźwięczą nam w głowie słowa naszej polskiej noblistki tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono. Przypomnimy sobie stare porzekadło, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Zamyślimy się nad ulotnością życia, wartością miłości i nad najgorszym rodzajem samotności, bo tej w tłumie. I tą „radosną” refleksją pozwolę sobie skończyć.

2 komentarze:

  1. Czytałam jedną powieść autora, ale mam w planach również inne, bo mi się tamta książka spodobała ;)
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń