Maria
Winckler. Nauczycielka w Kymlinge. Młoda, piękna, interesująca. Choć jej
przyjaciele użyliby innego epitetu – dziwna. Ginie w wąwozie Gåsa w bardzo
niejasnych okolicznościach. Mimo skrupulatnego i długiego śledztwa sprawa jej
śmierci pozostaje niewyjaśniona.
Trzydzieści
pięć lat później w tym samym miejscu przypadkowy spacerowicz znajduje zwłoki
starszego mężczyzny. To Germund Grooth, około sześćdziesięcioletni nauczyciel
fizyki. Skoczył sam, czy ktoś mu pomógł? Przypadek, czy między tymi dwiema ofiarami
istnieje jakiś związek? Oczywiście sprawę prowadzi bardzo dobrze znany już nam
duet Gunnar Barrbarotti i Eva Backman. Zdziwicie się, jaki będzie finał i jak
wiele wspólnego mieli ze sobą Germund i Maria.
Samotni konstrukcją przypominają Całkiem inną historię, czyli drugą część
cyklu o Barbarottim. Kto czytał, ten już wie, czego się spodziewać: dwie
zgrabnie przeplatające się historie, osadzone w zupełnie różnych przedziałach
czasowych. Z tą tylko różnicą, że czwartą część Nesser spiął dodatkowo klamrą,
która dopełnia całość. Tu podpowiedź – trzeba czytać bardzo uważnie.
Trudno
powiedzieć, co to właściwie jest – powieść obyczajowa z wątkiem
filozoficzno-religijnym, czy jeszcze kryminał? Nesser zręcznie wymyka się
sztywnym ramom. Wrzuci trochę tego, trochę tamtego. Poprzeplata. Przemyci kilka
refleksji nad życiem, nad kondycją człowieka. Postawi parę znaków zapytania. W
efekcie to, co przykuwa nas do kanapy, to nie wątek kryminalny, a historia
sprzed kilkudziesięciu lat – losy sześciorga młodych ludzi, których
spontaniczna podróż do Europy Wschodniej kończy się tragicznie, a ich przyjaźń
wystawiona zostaje na ogromną próbę. Chciałabym wyjaśnić trochę więcej, ale
nie będę Wam psuć zabawy.
Standardowo –
Ci, którzy spodziewają się Bóg wie czego - zawrotnej akcji, wolt, zmyłek - mogą sobie darować czytanie, odłożyć na półkę
i zapomnieć. Tym, którym się równie nie spieszy, co autorowi, polecam rozsiąść
się wygodnie na kanapie, zarezerwować trochę czasu i dać się wciągnąć lekturze.
Uwierzcie mi, nastąpi to wcześniej lub później. Powoli, nieśpiesznie i zupełnie
niespodziewanie autor wrzuci Was w sam środek wydarzeń, w których nie
chcielibyście uczestniczyć.
W całej tej
radości, jaką miałam z czytania, pojawił się tylko jeden zgrzyt. Zmęczył mnie
Nesser tym razem religijnymi rozważaniami Barbarottiego, które w tej części
przybierają postać hard. To, co we wcześniejszych książkach bawiło i dodawało
smaczku postaci inspektora, tu męczy, nuży, irytuje i traci dawną świeżość.
Samotni to w gruncie rzeczy bardzo
smutna i gorzka książka. Zadźwięczą nam w głowie słowa naszej polskiej
noblistki tyle o sobie wiemy, ile nas
sprawdzono. Przypomnimy sobie stare porzekadło, że prawdziwych przyjaciół
poznaje się w biedzie. Zamyślimy się nad ulotnością życia, wartością miłości i
nad najgorszym rodzajem samotności, bo tej w tłumie. I tą „radosną” refleksją
pozwolę sobie skończyć.
Czytałam jedną powieść autora, ale mam w planach również inne, bo mi się tamta książka spodobała ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Nic tylko się cieszyć ;)
Usuń