Drugie życie pana Roosa to trzecia część cyklu o inspektorze
Gunnarze Barbarottim. A ponieważ ów Pan już debiutował na blogu, to jego
postaci przedstawiać nie muszę :)
Przedstawię za to Pana Ante
Valdemara Roosa, księgowego, który od dwudziestu ośmiu lat pracuje w tej samej
firmie. Wycofany, cichy, raczej odludek. Znudzony pracą, rodziną, a przede
wszystkim swoim nic nie wartym życiem. W wieku pięćdziesięciu dziewięciu lat
dostaje prezent od losu. To zmienia wszystko. W tajemnicy przed rodziną rzuca
pracę, kupuje dom na odludziu i spędza tam każdą wolną chwilę.
Przedstawiam również Annę Gambowską,
poobijaną przez życie dwudziestolatkę, uciekinierkę z ośrodka dla
uzależnionych, która przez zupełny przypadek trafi do samotni Valdemara i
naruszy spokój tego miejsca.
Chcąc nie chcąc – ta para stanie
się sobie bliższa, niż by się tego można było spodziewać, a jedno niefortunne
zdarzenie pociągnie za sobą falę sporych konsekwencji. Dzięki Annie, lub może
przez nią, Valdemar Roos rozpocznie nowe, drugie, całkiem odmienne od
dotychczasowego życie.
Zaszufladkowałam sobie w głowie
Hakana Nessera pod hasłem kryminał. I chyba zupełnie niepotrzebnie, bo choć
mamy tu trupa i toczy się w tej sprawie śledztwo, to części tej bliżej do
powieści obyczajowej niż kryminału. Ciężar akcji przeniesiony jest na perypetie
nietypowej pary Anna-Valdemar, a duet Barbarotti-Backman wkracza na scenę bardzo
późno. Śledztwo toczy się jakby przy okazji i nie jest tutaj wątkiem głównym.
Nie do końca rozumiem, czemu
Hakan Neseser, wybierając na spoiwo swojej serii całkiem rezolutnego i mającego
głowę na karku inspektora Barbarottiego, w części trzeciej wrzuca go w coś, co
kryminałem nie jest. Ponadto z premedytacją robi z niego postać drugoplanową,
mimo że przy swojej osobowości inspektor spokojnie mógłby we wszystkich
częściach grać pierwsze skrzypce. Czytając Drugie
życie pana Roosa miałam wrażenie, że czytam coś na kształt bajki dla
dorosłych, a autor próbuje przemycić kilka ponadczasowych prawd – że na zmiany
w życiu nigdy nie jest za późno i że sami jesteśmy kowalem swojego losu (w
przypadku Valdemara) oraz, że niezależnie od tego, w jakie wpadniemy tarapaty,
zawsze znajdzie się ktoś, kto mimo wszystko wyciągnie do nas rękę (w przypadku
Anny). Pewnie takie założenie miał autor od początku, ale rozminęło się to z
moimi oczekiwaniami i stąd pewien niedosyt po lekturze. Nie da się jednak
Nesserowi odmówić, że choć to nie kryminał, to książka wciąż napisana jest
całkiem zgrabnie: wciągająca, logicznie poprowadzona i co charakterystyczne dla
autora – z pewną dawką poczucia humoru. Choć zdarzały się i słabsze momenty –
dialogi pomiędzy Anną i Valdemarem momentami były słabe i naiwne, co nieco
psuło efekt.
Wciąż bym polecała, choć może nie
tym, co szukają czystego kryminału, a tym, co zdążyli już polubić inspektora. W
innym przypadku kroi się niezłe rozczarowanie i strata czasu, a jest co czytać,
bo to ponad czterysta stron.
W kwestii otwartego zakończenia,
które tym razem zafundował nam autor, to tylko lakonicznie wspomnę, że to od
Was zależy, czy drugie życie Pan Roos ma już za sobą, czy mieliśmy okazję
obserwować tylko jego preludium. Ocena należy do Was.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz