28 września 2014

Jaskiniowiec - Jørn Lier Horst

Uwiódł mnie mainstream. Wszyscy to teraz czytają, wszyscy o tym piszą. To pomyślałam, że ja też dodam swoje trzy grosze. A co! ;)


Zmarły mężczyzna był całkowicie zasuszony[…] Nic dziwnego, w końcu przesiedział martwy w fotelu ponad cztery miesiące. Nikt go nie szukał, nikt za nim nie tęsknił. Nikogo nie zaniepokoił brak jego obecności. Nic nie wskazuje też na to, by jego śmierć była wynikiem przestępstwa. Dla policjanta Williama Wistinga sprawa jest zatem jasna – nic tu po nim, żadnego śledztwa nie będzie.

Sprawa zmarłego budzi jednak ciekawość córki Wistinga, dziennikarki Line. Zamierza ona nieco bliżej przyjrzeć się postaci Viggo Hansena, poszperać w jego przeszłości i napisać reportaż o samotnym człowieku, którego śmierć nie wzruszyła nikogo.

Tymczasem policja otrzymuje kolejne zgłoszenie. Na miejscu wycinki lasu znaleziono zwłoki. Już na pierwszy rzut oka widać, że sporo tam przeleżały. I tym razem wszystko wskazuje na to, że nie była to naturalna śmierć.

Line i William prowadzą swoje śledztwa w dwóch z pozoru nie łączących się sprawach. Wkrótce się jednak okaże, że mają ze sobą wiele wspólnego. Przygotujcie się więc na długie i skomplikowane śledztwo, którego rozmiary zaskoczą nawet Williama Wistinga.

Okładka krzyczy, że Jørn Lier Horst to nowy Jo Nesbo. Nie wiem, nie wypowiem się. Nie znamy się z Nesbo aż tak blisko (tak, biję się z tego powodu w pierś). A Jaskiniowiec to nie debiut Horsta, tak się tylko złożyło, że w Polsce dziewiąta część o Wistingu ukazuje się jako pierwsza. 

Jaskiniowiec to całkiem zgrabnie napisany kryminał, który choć nie trzyma jakoś wyjątkowo w napięciu, to jednak wciąga od samego początku. Nic tak przecież nie budzi ciekawości, jak trup na samym początku. Nie ma co się jednak spodziewać jakichś niesamowitych wolt, czy galopującej akcji. Tu wszystko dzieje raczej powoli. Mamy żmudne, policyjne śledztwo i nieco żwawsze śledztwo dziennikarskie. Wszystko przyspiesza na koniec. Czy zaskakuje? Mnie osobiście tak, bo nieco inaczej swoje typy obstawiałam. Duet ojciec – córka dobrze skonstruowany. Może przywodzić na myśl Kurta Wallandera i jego córkę Lindę, ale byłoby to porównanie na siłę. Inne ich łączą relacje, a i sam Wisting jest raczej policjantem z uporządkowanym życiem osobistym, bez problemów alkoholowych i bez przyjaciółki depresji. Zresztą ciężar książki autor położył na akcję, a nie na bohaterów, dlatego o samym Wistingu i Line wiemy niewiele. Wystarczająco jednak dużo, by obdarzyć ich sympatią.

Podsumowując – nie jest to książka, od której ciężko się oderwać. Dobrze się to czyta, ale brakuje napięcia i tego specyficznego skandynawskiego, mrocznego klimatu. Postaci jak na mój gust może nie idealne, ale zwyczajnie nudne i przewidywalne. Może gdyby Wisting miał coś za uszami, może gdyby nie był taki grzeczny i opanowany, może coś by wtedy z tego było. A tak - poprawnie, ale bez fajerwerków. Obawiam się, że to raczej przelotny romans niż stały związek, a z Williamem Wistingiem raczej nie wejdziemy na kolejny poziom znajomości.

2 komentarze:

  1. No i wreszcie dotarłam do tej recenzji :)
    Przyznaję, że ostudziłaś nieco mój zapał, ale nie na tyle, bym miała nie sięgnąć po tę książkę. Miałam ją kupić, ale teraz mam całą listę innych książek, które MUSZĘ mieć i "Jaskiniowiec" chwilowo przesunął się na sam dół :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jaskiniowca" można przeczytać, nie jest to totalna strata czasu. Ale jeśli za mistrza uważa się Larssona, Mankella, to Horst wypada przy nich bardzo słabo :) A co do listy MUSZĘ mieć - też taką mam i też różne książki się na niej przesuwają. Teraz na 1. wskoczyła nowa Aleksijewicz. Musze ją mieć :)

      Usuń