Uwiódł mnie mainstream. Wszyscy
to teraz czytają, wszyscy o tym piszą. To pomyślałam, że ja też dodam swoje
trzy grosze. A co! ;)
Zmarły mężczyzna był całkowicie zasuszony[…] Nic dziwnego, w końcu
przesiedział martwy w fotelu ponad cztery miesiące. Nikt go nie szukał, nikt za
nim nie tęsknił. Nikogo nie zaniepokoił brak jego obecności. Nic nie wskazuje
też na to, by jego śmierć była wynikiem przestępstwa. Dla policjanta Williama
Wistinga sprawa jest zatem jasna – nic tu po nim, żadnego śledztwa nie będzie.
Sprawa zmarłego budzi jednak
ciekawość córki Wistinga, dziennikarki Line. Zamierza ona nieco bliżej
przyjrzeć się postaci Viggo Hansena, poszperać w jego przeszłości i napisać
reportaż o samotnym człowieku, którego śmierć nie wzruszyła nikogo.
Tymczasem policja otrzymuje
kolejne zgłoszenie. Na miejscu wycinki lasu znaleziono zwłoki. Już na pierwszy
rzut oka widać, że sporo tam przeleżały. I tym razem wszystko wskazuje na to,
że nie była to naturalna śmierć.
Line i William prowadzą swoje
śledztwa w dwóch z pozoru nie łączących się sprawach. Wkrótce się jednak okaże,
że mają ze sobą wiele wspólnego. Przygotujcie się więc na długie i
skomplikowane śledztwo, którego rozmiary zaskoczą nawet Williama Wistinga.
Okładka krzyczy, że Jørn Lier
Horst to nowy Jo Nesbo. Nie wiem, nie wypowiem się. Nie znamy się z Nesbo aż
tak blisko (tak, biję się z tego powodu w pierś). A Jaskiniowiec to nie debiut Horsta, tak się tylko złożyło, że w
Polsce dziewiąta część o Wistingu ukazuje się jako pierwsza.
Jaskiniowiec to całkiem zgrabnie napisany kryminał, który choć nie
trzyma jakoś wyjątkowo w napięciu, to jednak wciąga od samego początku. Nic tak
przecież nie budzi ciekawości, jak trup na samym początku. Nie ma co się jednak
spodziewać jakichś niesamowitych wolt, czy galopującej akcji. Tu wszystko
dzieje raczej powoli. Mamy żmudne, policyjne śledztwo i nieco żwawsze śledztwo
dziennikarskie. Wszystko przyspiesza na koniec. Czy zaskakuje? Mnie osobiście
tak, bo nieco inaczej swoje typy obstawiałam. Duet ojciec – córka dobrze
skonstruowany. Może przywodzić na myśl Kurta Wallandera i jego córkę Lindę, ale
byłoby to porównanie na siłę. Inne ich łączą relacje, a i sam Wisting jest
raczej policjantem z uporządkowanym życiem osobistym, bez problemów
alkoholowych i bez przyjaciółki depresji. Zresztą ciężar książki autor położył
na akcję, a nie na bohaterów, dlatego o samym Wistingu i Line wiemy niewiele.
Wystarczająco jednak dużo, by obdarzyć ich sympatią.
Podsumowując – nie jest to
książka, od której ciężko się oderwać. Dobrze się to czyta, ale brakuje
napięcia i tego specyficznego skandynawskiego, mrocznego klimatu. Postaci jak
na mój gust może nie idealne, ale zwyczajnie nudne i przewidywalne. Może gdyby
Wisting miał coś za uszami, może gdyby nie był taki grzeczny i opanowany, może
coś by wtedy z tego było. A tak - poprawnie, ale bez fajerwerków. Obawiam się,
że to raczej przelotny romans niż stały związek, a z Williamem Wistingiem
raczej nie wejdziemy na kolejny poziom znajomości.
No i wreszcie dotarłam do tej recenzji :)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że ostudziłaś nieco mój zapał, ale nie na tyle, bym miała nie sięgnąć po tę książkę. Miałam ją kupić, ale teraz mam całą listę innych książek, które MUSZĘ mieć i "Jaskiniowiec" chwilowo przesunął się na sam dół :)
"Jaskiniowca" można przeczytać, nie jest to totalna strata czasu. Ale jeśli za mistrza uważa się Larssona, Mankella, to Horst wypada przy nich bardzo słabo :) A co do listy MUSZĘ mieć - też taką mam i też różne książki się na niej przesuwają. Teraz na 1. wskoczyła nowa Aleksijewicz. Musze ją mieć :)
Usuń