Ostatnio się tak irytowałam przy
lekturze Co wy, ***, wiecie o Rosji?! Jacka Mateckiego, ale Pani Zofia Piłasiewicz śmiało może z nim stawać w szranki. Gruzja. W pół drogi do nieba to
nieciekawa i na dodatek bardzo słabo napisana książka.
Dałam się zwieść – Gruzji w
tytule i informacji na okładce, że to literatura faktu. A wystarczyłoby
najpierw przeczytać opis książki na tylnej okładce, by zorientować się, z jak
wybitną literaturą przyjdzie mi obcować. No trudno, stało się. Mimo nerwów i
straty czasu, przeczytałam tę książkę do końca, by napisać, dlaczego nie warto
jej czytać. Zasadniczo powody są trzy.
Gruzji. W pół drogi do nieba daleko jest do literatury faktu, a
zdecydowanie bliżej do czegoś na kształt dzienniczka z podróży, który napisać
może każdy, nawet ja (w końcu byłam w Gruzji dwa razy, więc kto mi zabroni?). Jak
się to robi? Otóż zasadniczą wiedzę o Gruzji czerpie się z innych publikacji
lub internetu, resztę dorzuca się od siebie. Od siebie zatem Pani Piłasiewicz
dorzuca egzaltowane opisy przyrody, nieco autoanalizy (w końcu jest
psychologiem) oraz nic nie wnoszące spostrzeżenia dotyczące otaczającej ją
rzeczywistości. W związku z czym dowiadujemy się, co autorka jadła, piła, gdzie
spała, ile razy brała prysznic i jak bardzo był odświeżający, jak wyglądają
gruzińskie pomidory, podróż marszrutką oraz jakim wysiłkiem jest wejście na
szczyt góry. Zdarzają się czasem rozmowy z innymi ludźmi, podróżnikami, ale niewiele
one do treści książki wnoszą, podobnie jak poetyckie opisy różnych kwiatków,
krzaczków, ptaszków i szemrzących strumyków. No przepraszam, ale oczekiwałam
czegoś zupełnie innego. Tyle o treści.
Styl…naiwny i poetycki, bo jak
już pisać o przyrodzie i własnych wrażeniach, to koniecznie posiłkując się
kwiecistymi porównaniami, metaforami i głębokimi refleksjami. Niestety, przy
całej swojej chęci pisania pięknie, malowniczo i obrazowo, autorce po prostu
brakuje umiejętności, a redaktorowi najwyraźniej wprawnego oka, ponieważ
książka pełna jest powtórzeń. Dla przykładu fragment:[…] sól swańska – mieszanka soli i ziół przyprawowych zbieranych na
górskich stokach – to fantastyczny dodatek do potraw. Charakteryzuje się ona
niepowtarzalnym aromatem i smakiem, w dodatku każdy ród ma wypracowane własne
proporcje i skład. Na bazarze w Mestii zawartość woreczków ze swańską solą
przybiera barwy od żółtej, przez pomarańczową aż do zielonego. I każdy kolor ma
swój fantastyczny aromat i smak. Używana do zup, sałatek, sosów, grillowania,
gotowania, pieczenia – nadaje potrawom niepowtarzalny smak. Swańska sól, to
jeden z nieodłącznych smaków Swanetii.
Siedem linijek, w których autorka
użyła cztery razy słowa smak, dwa razy słowa aromat i dwa razy słowa
fantastyczny. Czy tylko mnie to razi?
Ale to nie wszystko. Ta książka
pełna jest powtórek – nie tylko słownych – powtarzają się całe frazy, te same
informacje. Na jednej stronie, lub zaledwie kilka stron dalej.
Kolejny przykład, strona 75.
Czytamy: W Kutaisi, na głównym placu
Dawida IV Budowniczego stoi fantastyczna fontanna ilustrująca dawne bogactwo
Kolchidy. I kilka linijek dalej: Fontanna
w centrum Kutaisi jest przypomnieniem bogactwa dawnej Kolchidy.
Na stronie 44 dowiadujemy się, że
miejscowość Uszguli leży w odległości 47 kilometrów od miejscowości Mestia. Na
stronie 48, że położona na wysokości 2200 metrów n.p.m. Uszguli jest najwyżej
położoną miejscowością w Europie, […] o
ile Gruzja leży w Europie. Na stronie 49 ponownie dowiadujemy się, że
Uszguli i Mestię dzieli odległość 47 kilometrów, by na 59 stronie znów
przeczytać, że […] Uszguli, to – jak
trąbią o niej wszystkie przewodniki – najwyżej, bo aż na 2200 metrach n.p.m,
położona miejscowość w Europie, a ja ciągle nie wiem, czy Gruzja to – w sensie
geograficznym – Europa.
Mogłabym tak jeszcze długo, ale
wydaje mi się, że te kilka przykładów doskonale oddaje to, o czym piszę.
Powtórki, powtórki i jeszcze raz powtórki. Na dłuższą metę staje się to męczące
i wyraźnie świadczy o braku wprawy w pisaniu.
Gruzja. W pół drogi do nieba Zofii Piłasiewicz, obok wspomnianej
wcześniej Co wy, ***, wiecie o Rosji Jacka Mateckiego, czy Zielonej sukienki Małgorzaty Szumskiej lub Dobra krew. W krainie reniferów, bogów i ludzi Magdaleny Skopek, to kolejny przykład na to, że nie
wystarczy gdzieś pojechać, by zaraz o tym pisać, że nie każdy podróżnik może
być również świetnym pisarzem. I że czasem może warto nieco krytyczniej
spojrzeć na swoje literackie umiejętności, zanim zasiądzie się do pisania.
A gdybyśmy z książki Gruzja. W pół drogi do
nieba wyrzucili całą treść, to zostałby całkiem ładny album. Żeby nie było,
że się tylko czepiam.
P.S. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy mam rację, polecam dla przykładu lekturę stron 102-103.
Nie sięgam po tego typu pozycje, ale moja siostra była w Gruzji i się zakochała w tym kraju :)
OdpowiedzUsuńBo w nim trudno się nie zakochać :) A tę pozycję możesz sobie śmiało odpuścić.
UsuńUwielbiam czytać książki podróżnicze i poszerzać swoje horyzonty. Jednak po tę lekturę chyba nie sięgnę mając na uwadze Twoją opinię...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ufasz moim opiniom :) A jeśli lubisz książki podróżnicze i chciałabyś poczytać o Gruzji to polecam "Gaumardżos" Mellerów albo książki Wojciecha Góreckiego.
UsuńHej, a znacie „Szczegóły. Rzecz o Gruzji” Iwony Massaki? Niedawno wyszła, ta książka jest zupełnie inna niż to, co się dotąd ukazało. Dużo z niej się można dowiedzieć o tym jak naprawdę jest w Gruzji i dlaczego tam jest tak, jak jest. Oprócz tego to uczta literacka.
OdpowiedzUsuń