Bieżeństwo to historia stopniowej utraty. Zaczyna się zaraz po wybuchu
wojny – utratą męża, którego zabrali na front. Potem armia rekwiruje zwierzęta.
W końcu nadchodzi wyjazd. Traci się dom, ziemię, cały świat. Korzenie i
tożsamość. Odwieczne rytuały, sposób życia niezmienny od stuleci.
Jest rok 1915, trwa I wojna
światowa. Pod naporem wojsk niemieckich i austriackich armia rosyjska zarządza
ewakuację i wycofuje się z ziem Królestwa Polskiego oraz zachodnich krańców
Imperium. Ze strachu przed „germańcem” mieszkańcy ziem, do których zbliża się
front, dobrowolnie lub pod przymusem, pakują dorobek swojego życia i uciekają
na wschód. Według danych statystycznych, na które w swojej książce powołuje się
autorka, liczba bieżeńców osiągnęła trzy i pół miliona. Niektóre opracowania
mówią nawet o 5 milionach. Aneta Prymaka-Oniszk bardzo dokładnie opisze ich
losy. Moment ucieczki, podróż, podczas której bieżeńców dziesiątkować będą
choroby, spartańskie warunki, w których przyszło im żyć. Potem oswajanie nowej
rzeczywistości i budowanie swojego życia na obcej i nieznanej ziemi, wśród
ludzi o czasem bardzo odrębnej kulturze. A następnie powrót, bo spora część
bieżeńców pod wpływem tęsknoty za ojczyzną, swoim miejscem na ziemi, zdecyduje
opuścić Rosję. Wrócą na „goły kamień”, często do niczego. By znów, po raz
kolejny, zacząć swoje życie na nowo.
Jest kilka powodów, dla których
uznaję reportaż Anety Prymaki-Oniszk za warty uwagi. Po pierwsze autorka bierze
się za ten fragment historii, który jest mało znany, o którym milczą
podręczniki. By odtworzyć losy bieżeńców wykonuje tytaniczną pracę, czasem
porusza się nieco po omacku poszukując kolejnych świadectw, przekopując spisane
wspomnienia z tamtych czasów, docierając do potomków tych, którzy w 1915 roku
musieli porzucić wszystko i szukać schronienia na obcej ziemi. Po drugie – nie
bierze się za ten temat przez przypadek. Jest jej on osobiście bliski.
Bieżeństwem naznaczone było życie babci autorki. Jeszcze jako dziecko słyszała
fragmenty opowieści, których wtedy nie rozumiała. A zatem w tym reportażu
wybrzmiewa też osobisty ton, który znów sprawia, że i czytelnikowi temat staje
się jakby bliższy, z bardziej ludzkim wymiarem. Po trzecie i najważniejsze –
autorka o wielkiej historii opowiada nie przez pryzmat dat, politycznych
decyzji i wielkich nazwisk, a przez pryzmat zwykłego człowieka, kilkunastu
bohaterów i ich rodzin, których losy śledzi i odtwarza, tak by czytelnik
zrozumiał, jak z wielkim dramatem przyszło się im zmierzyć. Dzięki takiej
perspektywie reportaż nabiera bardziej ludzkiego wymiaru, nie jest tylko suchym
przekazem i zbiorem najważniejszych faktów. Opowiada o ludziach, którym
przyszło żyć w trudnych i nieprzewidywalnych czasach.
Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy czyta się świetnie mimo
trudnego tematu, ogromu informacji, mnogości bohaterów i ich nazwisk. Autorka
zebrała to wszystko w bardzo zgrabną i przystępną całość. Nie unika własnych
komentarzy, stawia pytania, snuje przypuszczenia, wyraźnie czuć jej obecność
podczas lektury – i to kolejna zaleta tej książki, ponieważ to podkreśla jej
zaangażowanie w tworzenie tekstu, wyraźnie też czuć, że jest to ważny dla niej
temat, bardzo bliski, że sama próbuje zrozumieć pewne fakty. Bieżeństwo 1915 to bardzo poruszająca i
pouczająca lektura. Bardzo cenię sobie takie książki, ponieważ w sposób
przystępny i zrozumiały pozwalają mi uzupełnić moją wiedzę, której nie potrafił
mi przekazać żaden nauczyciel historii. Dzięki takim książkom wiem, że o
historii można opowiadać w interesujący sposób i dzielić się swoją wiedzą z
innymi.
Z pełnym przekonaniem, że warto,
gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz