26 marca 2016

Preparator - Hubert Klimko-Dobrzaniecki

Po bardzo dobrej Innej duszy Łukasza Orbitowskiego, postanowiłam sięgnąć po kolejną książkę wydawnictwa Od Deski Do Deski z serii „Na F/aktach” – a konkretnie po powieść Preparator Huberta Klimko-Dobrzanieckiego. Łukasz Orbitowski wysoko zawiesił poprzeczkę i wyostrzył apetyt na kolejną dobrą książkę. Niestety Preparator na tym tle wypada znacznie słabiej.


Wycofany, niemal nieobecny i szarpiący się z życiem ojciec, despotyczna matka, cwana siostra wiecznie stawiana za wzór i on – leworęczny, jąkający się nieudacznik, przynoszący wstyd rodzinie, choć doprecyzowując, raczej tylko matce. W takich warunkach dorastał bohater książki Preparator. Nieciekawe warunki w domu, wieczne pretensje o wszystko, pierwsza zawiedziona miłość, poczucie wyobcowania, życie w cieniu wyidealizowanej siostry – to przede wszystkim te czynniki ukształtowały głównego bohatera. One oraz praca obwarowana pewnym tabu. Czy pracą na cmentarzu można się pochwalić? Czy ktoś chciałby się przyjaźnić z preparatorem? Facetem od przygotowywania zwłok w ostatnią podróż? Zimnym doktorem? Głównemu bohaterowi powieści od niemal zawsze towarzyszy poczucie wyobcowania, samotności, zawiedzionych nadziei, niespełnienia, gorzkiego rozczarowania. Narastająca w nim frustracja oraz wikłanie się w coraz to bardziej chore układy – nekrofilia, kazirodczy związek z siostrą, niespełnione małżeństwo – doprowadzają ostatecznie do tragedii.

Tej książki nie czyta się lekko i nie we względu na poruszane tematy, choć co wrażliwsi czytelnicy, mogą sobie z pewnymi fragmentami nie poradzić. To, co przede wszystkim wpływa na trudność czytania, to narracja. Preparator napisany jest w formie dialogu, który bardzo szybko przechodzi w ciągnący się w nieskończoność monolog głównego bohatera, chaotyczny i poprzeplatany niezliczonymi dygresjami. Nie lubię tego typu narracji - mam wrażenie, że historia zmierza donikąd, niepotrzebnie rozprasza się na kolejne, nic nie wnoszące wątki, słowotok mnie męczy i powoduje dekoncentrację, więc zaczynam się wyłączać i ogarniać akcję. Niby można zrobić przerwę, tylko weź i ją zrób, kiedy w książce nie ma akapitów! Preparator to ciągnący się w tekst – nie przerwiesz, bo potem ciężko wrócić, więc męczysz się i czekasz na koniec rozdziału. W zasadzie to czeka się tylko na koniec, bo książka momentami jest przegadana i przydługawa. A i tak wiemy, do czego zmierza, więc - po co przedłużać?

Muszę jednak przyznać, że choć męcząca w odbiorze, robi wrażenie. Trudno przejść obojętnie nad lekturą, która opowiada historię z pozoru normalnego człowieka, takiego, jakiego mijamy codziennie na ulicy, kłaniamy się, mówimy dzień dobry, może nawet mieszkamy po sąsiedzku. Człowieka, który pewnego dnia, nie wytrzymuje i zabija. Preparator to takie trochę studium mordercy, które pokazuje, co popycha ludzi do zbrodni.

Warto pamiętać, czytając Preparatora, że choć historia ta oparta jest na faktach, nie jest to non fiction. Autor tylko bazuje na prawdziwej historii, ale nie odtwarza jej wiernie, nie można tej książki traktować źródła faktycznej wiedzy. Przerażać może tylko to, że takie historie dzieją się naprawdę.
Gdybym miała polecać książkę wydawnictwa Od Deski Do Deski, to wybrałabym zdecydowanie Inną duszę Orbitowskiego – mroczną, mocną, świetnie napisaną. Preparator traci ze względu na sposób opowiadania historii – dłuższy się, ciągnie i tylko marzy się o tym, by w końcu dobrnąć do końca. Aczkolwiek wciąż jest to mocna literatura. Mocna, trochę obrzydliwa, obok której nie da się przejść obojętnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz