To był miły, sympatyczny, bardzo wrażliwy chłopak. Miał tylko pecha, że
był synem Basi Sadowskiej – inwigilowanej i zastraszanej przez SB. […] Gdyby
nie czasy, ludzie i okoliczności, pewnie
by żył. Byłby wtedy zwykłym maturzystą, zdałby maturę, rozpoczął studia.
Stało się jednak zupełnie
inaczej. 12 maja 1983 roku Grzegorz Przemyk zostaje zatrzymany przez zomowców
na warszawskim Starym Mieście, wepchnięty do nyski, a następnie brutalnie
pobity w komisariacie przy Jezuickiej. Do szpitala na Hożą odwozi go karetka.
Grzesiek ledwo trzyma się na nogach. Na prośbę matki Przemyk ze szpitala
zostaje odtransportowany do domu przy Hibnera. Dwa dni później w wyniku
odniesionych ciężkich obrażeń Grzegorz Przemyk umiera w szpitalu na Solcu. W
jego pogrzebie bierze udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W milczeniu, z
podniesionymi w znaku wiktorii dłońmi, odprowadzają trumnę na Powązki.
Żeby nie było śladów to reportaż o jednej z najgłośniejszych
zbrodni czasów PRL. Cezary Łazarewicz bardzo dokładnie i wnikliwie opisuje
historię Grzegorza Przemyka, odsłania kulisy śledztwa, demaskuje działania
komunistycznych władz zmierzające do zmanipulowania opinii publicznej,
zacierania śladów, zastraszania świadków, kreowania własnej wersji wydarzeń,
dalekiej od rzeczywistości i przerzucenia odpowiedzialności za śmierć
nastolatka z milicji na sanitariuszy i lekarzy. Na podstawie akt i dokumentów
zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej, czy Ośrodku Karta, reporter nie
tylko rekonstruuje przebieg wydarzeń, ale demaskuje także metody działania
Służb Bezpieczeństwa, pracę agentów, sposoby zbierania przez nich informacji.
Książka Łazarewicza ma bardzo
wyraźny podział. Mamy tu coś na kształt kalendarium, w którym autor niemal
dzień po dniu odtwarza przebieg wydarzeń. Tu liczą się przede wszystkim fakty i
na nich koncentruje się autor – prowadzi zatem czytelnika poprzez kolejne
etapy, od pobicia, po proces, jego wznowienie w latach 90’, do ostatecznego
zamknięcia sprawy. Ta część przeplatana jest znów rozdziałami, w których autor
koncentruje uwagę na poszczególnych bohaterach tego dramatu, wplata w treść ich historie: losy matki Grzegorza –
Barbary Sadowskiej – poetki i opozycyjnej działaczki; przyjaciół Grzegorza,
którzy byli naocznymi świadkami wydarzeń; sanitariuszy – niesłusznie
oskarżonych o zabójstwo. Te rozdziały doskonale uzupełniają główną wątek
książki, nadają jej szerszy kontekst, ale też jakby bardziej osobisty wymiar.
To już nie są tylko suche fakty, fragmenty dokumentów, oficjalnych pism. To są
historie ludzi, którzy odegrali w tej gorzkiej historii swoje gorzkie role;
którym śmierć Grzegorza Przemyka złamała życiorysy.
Tę książkę, choć obejmuje ponad
trzydziestoletni okres, czyta się świetnie. Jest spójnie, logicznie, ale przede
wszystkim przystępnie napisana. Myślę, że spora zasługa leży w jej strukturze –
podział na konkretne daty ułatwia odpowiednie umiejscowienie faktów,
dostrzegamy też, jak żmudnym procesem było toczące się ponad rok śledztwo,
śledzimy wszystko spokojnie i w odpowiednim tempie. Nawet ja, choć historia to
moja słaba strona, poradziłam sobie z tą książką i wiem, że się powtarzam, ale
właśnie tak powinny być pisane podręczniki do historii. Fakty, daty, wiedza
przekazana przez Cezarego Nazarewicza – to wszystko samo wchodzi w głowę i
jestem przekonana, że jeszcze długo po lekturze w niej zostanie.
Cezary Łazarewicz przekopał tony
materiałów i na ich podstawie stworzył reportaż, który czyta się z narastającym
niedowierzaniem, rosnącym oburzeniem i pogłębiającym się poczuciu
niesprawiedliwości. Sprawa Grzegorza Przemyka nie doczekała się pozytywnego
finału. Żeby nie było śladów to
książka, o okrutnych czasach, czasach kiedy człowiek człowiekowi był wilkiem,
kiedy zastraszaniem, donoszeniem, prześladowaniem dochodziło się do celu. Ale
przede wszystkim jest to książka o zbrodni bez kary, o zabójcach, którzy za
swoje czyny nie ponieśli żadnych konsekwencji. I choć ich nazwiska są dobrze
znane, nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Bardzo dobra, bardzo
ważna, bardzo potrzebna, ale przede wszystkim bardzo poruszająca książka. Mocny
kandydat na jedną z lepszych książek tego roku. Koniecznie wpiszcie go na listę
„muszę przeczytać”.
Zgadzam się z Tobą. Jest już czerwiec a ta książka to u mnie wciąż jeden z najmocniejszych kandydatów na książkę 2016 roku.
OdpowiedzUsuńCiekawe, co przyniesie drugie półrocze roku :)
UsuńNie miałabym nic przeciwko, żeby pojawiło się coś równie dobrego. :)
UsuńTo no spieszę poinformować, że "Bestia. Studium zła" Magdy Omilanowskiej jest całkiem niezła. Wpis wkrótce :)
OdpowiedzUsuńNotuję, zapamiętuję, wyczekuję wpisu. :)
Usuń