8 kwietnia 2016

Ludzka przystań - John Ajvide Lindqvist

Gdyby można było sobie podciąć żyły czytnikiem, cięłabym się aż miło. Ludzka przystań Johna Ajvide Lindqvista to droga przez mękę i koszmar upartego czytelnika, który nie potrafi porzucić rozpoczętej lektury, choć czytanie niemal zaczyna powodować fizyczny ból. Tak, uparłam się, wymęczyłam, dobrnęłam do końca, tylko po to, by zadać sobie pytanie – po co mi to było? I jeśli ktoś zastanawiał się, skąd tak długa cisza na blogu, to już wiecie – męczyłam Lindqvista.


Nie sądziłam, zabierając się za lekturę Ludzkiej przystani, że tak daleko jej jest do wcześniej przeczytanej przeze mnie książki Wpuść mnie tego samego autora. Wpuść mnie plasowało się gdzieś pomiędzy horrorem, a powieścią psychologiczną - dobrze wyważone elementy jednego i drugiego złożyły się w całkiem interesującą całość. Można się więc domyślić, na co liczyłam sięgając po ludzką przystań – na to samo! Na dobrze skrojony, trzymający w napięciu, inteligentny horror. To też sugerowała zapowiedź na okładce, którą pozwolę sobie zacytować.

Słoneczny zimowy dzień. Anders i jego sześcioletnia córeczka Maja podziwiają ze szczytu latarni morskiej idylliczny krajobraz. Wszędzie dokoła rozciąga się tylko śniegi. Anders nie dostrzega tego, co pokazuje mu Maja. Dziewczynka schodzi, żeby przyjrzeć się z bliska temu, co widzi, i… znika. Nikt nie potrafi zrozumieć, co się stało. I nikt nie potrafi wyjaśnić, jak to możliwe, że ślady dziecka na śniegu nagle się urywają. Zrozpaczony ojciec przysięga sobie, że odnajdzie córeczkę – choćby w piekle…

Okazało się jednak, że to nie jest horror. Ludzka przystań to powieść, która balansuje gdzieś pomiędzy fantastyką z elementami grozy, a legendą, podaniem, baśnią? Trudno mi tak naprawdę jednoznacznie określić gatunek. Ta książka składa się z trzech wątków: pierwszy skupia się na rodzinie rozpadającej się po utracie dziecka i ojcu, który nie ustaje w poszukiwaniach zaginionej córki; drugi na losach lokalnej społeczności i problemach, z którymi się borykają; trzeci to wplecione w główną historię podania i legendy, spajające wszystkie trzy wątki w całość. Rzecz nie w tym, że się zawiodłam, bo nie dostałam tego, co oczekiwałam. Zawiodłam się, bo Ludzka przystań z mojej perspektywy osoby nie przepadającej za fantastyką, jest zwyczajnie męcząca, przydługawa i momentami zdecydowanie przekombinowana. I choć niby dużo się tam dzieje – mnogość wątków, bohaterów, perspektyw, nadprzyrodzonych postaci i zjawisk, niepokojących wydarzeń – to zwyczajnie wieje nudą. Brakuje jej napięcia i trudno wczuć się w tę historię.

Cały paradoks z tą książka polega jednak na tym, że choć ciężko się ją czyta, to równie ciężko ją odłożyć. Ma ona w sobie jakiś taki specyficzny, mroczny, gęsty klimat, który wiele obiecuje, ma się nadzieję, że może na kolejnej stronie w końcu coś się wydarzy, co nada historii trochę rumieńców, przyspieszy akcję. Tymczasem wlecze się ona do samego końca w tym samym nieco dygresyjnym, poprzerywanym różnymi wątkami i nawiązaniami do przeszłości, stylu. Akurat dygresja, to nie jest coś, za czym przepadam – wybija z rytmu, spowalnia akcję, wprowadza pewien chaos, zamiast spajać historię – szarpie ją na kawałki. Ludzka przystań ze swoim stylem, mnogością wątków i bohaterów, a także mocno podkręconymi elementami nadprzyrodzonymi i symboliką nawiązującą do wszechobecenj wody i potęgi morza, okazała się dla mnie zbyt ciężkostrawna.

Mimo trudności w czytaniu, ogarnęłam sens i przesłanie autora, choć muszę przyznać, że zakończenie było dla mnie gwoździem do trumny. Niemniej jednak odebrałam tę książkę jako opowieść o ludzkich pragnieniach, które spełniają się, jeśli wystarczająco mocno się tego chce; o niepoddawaniu się w zmierzaniu do wyznaczonego sobie celu, nawet jeśli osiągnięcie tego celu, będzie się wiązało z poważnymi konsekwencjami dla innych; o wyborze pomiędzy większym, a mniejszym złem i o miłości i tęsknocie, która popycha do działań i nadaje życiu sens. Tak, przynajmniej, ja to tak zrozumiałam, bo czy zrozumiałam poprawnie – pewności nie mam.

Doceniam pracę autora i wysiłek, który włożył, pisząc tak naszpikowaną mistycyzmem i symboliką książkę, ale osobiście nie jestem w stanie tego udźwignąć w takiej ilości i formie. Dziwią mnie dobre recenzje tej książki – albo się nie znam, albo nie ogarniam, albo jest to potwierdzenie, że fantastyka jest zwyczajnie nie dla mnie. Jak bym odradzała lekturę, ale jak ktoś lubi takie klimaty, to życzę udanej zabawy i chętnie poznam Wasze opinie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz