Nie specjalnie na co dzień
interesuje mnie lotnictwo i historie z tym związane, ale byłam ciekawa tej
książki. Ciekawa tego, w jaki uderzy ona ton. Co interesującego do opowiedzenia
mogą mieć stewardesy z okresu PRL-u? Okazuje się, że do opowiedzenia mają wiele
i są to historie raz śmieszne, a innym razem straszne.
Na początku trzeba uzbroić się w
cierpliwość. Pierwsze dwa rozdziały Wniebowziętych,
poświęcone kształtowaniu się pierwszych linii lotniczych w Polsce i pojawieniu
się pierwszej polskiej stewardesy, troszeczkę odstraszają i nie zapowiadają specjalnie
fascynującej lektury. Bez nich natomiast ta książka byłaby nielogiczna i
niepełna, więc siłą rzeczy musiało się takie wprowadzenie w temat pojawić.
Wytrzymajcie to, bo potem będzie lepiej.
Wniebowzięte to zbiór historii, które odsłaniają kulisy pracy
stewardes w okresie PRL-u, blaski i cienie tego zawodu. Z jednej strony
prestiż, cały świat na wyciągnięcie ręki, dostęp do produktów, które nie
gościły na polskich półkach, możliwość dorobienia sobie. Z drugiej – szarpanie
się z polską, partyjną rzeczywistością, wymagającymi klientami, stres i
narażanie życia. Anna Sulińska lekkie historie, anegdotki o radzeniu sobie z
niesfornymi notablami, rozpuszczonymi dzieciakami na pokładzie, przewożeniu
niedozwolonych rzeczy i szmuglowaniu niedostępnych towarów, przeplata z
tematami, które wcale nie bawią. Życie stewardesy, mimo że tak może się
wydawać, to jednak nie bajka. Katastrofy, niebezpieczne sytuacje, niemal brak
życia osobistego, życie w wiecznym stresie, a przy tym naciski ze strony
partii, Służb Bezpieczeństwa, wzajemne na siebie donoszenie, próby ucieczki z
pogrążonego w apatii stanu wojennego kraju i wszystkie tego konsekwencje – to
ta ciemna strona pracy stewardes.
Wniebowzięte, jeśli uważnie się przyjrzeć zawartej w nich treści,
to nie tylko zbiór opowieści o stewardesach i ich pracy, problemach i
wyzwaniach, z jakimi się na co dzień spotykały. W tle wybrzmiewa jeszcze inna
historia – obraz PRL-owskiej polski widziany z nieco innej, nietypowej przecież
perspektywy.
Wniebowzięte, jeśli już przebrnie się przez pierwsze rozdziały,
czyta się bardzo lekko i wręcz z przyjemnością. W końcu publikacji na temat
pracy stewardes dotychczas nie pojawiło się za wiele, jest więc książka Anny
Sulińskiej dobrym źródłem informacji. Wypadałoby także docenić pracę, którą
wykonała autorka, zbierając materiały do książki, gdyż – jak się okazuje wcale
nie było to łatwe. Bohaterki (i bohaterowie czasem) nie chętnie godziły się na
rozmowy, często je odwoływały, nie wszystkie tematy chciały poruszać, często
też wypowiadały się anonimowo. W sumie praca nad zebraniem materiału zajęła autorce
trzy lata. Zebrane informacje ułożone są chronologicznie lub tematycznie, co
daje przejrzystą i logiczną całość.
Mimo, że zasadniczo dobrze
bawiłam się podczas lektury i na bieżąco „sprzedawałam” co ciekawsze fragmenty
mężowi, to mam jednak do Wniebowziętych pewne
„ale”. Wydaje mi się, że Anna Sulińska tak bardzo skupiła się na wiernym
odtworzeniu faktów i opowiedzeniu poszczególnych historii, że trochę zapomniała
o stronie stylistycznej książki. Nie to, że jest źle, bo nie jest. Problem w
tym, że jest poprawnie i nic ponadto, a chciałoby się od tej książki ciut
więcej.
Nie bardzo jest się do czego
przyczepić, jeśli chodzi o książkę Anny Sulińskiej, ale też nie widzę większych
powodów do zachwytu. Jest dobrze, jest ciekawie, lekko i przystępnie. Nie jest
to jednak książka, która na długo zostanie w czytelniku. Przeczytana, dostarcza
wiedzy i nieco rozrywki, ale niestety nie skłania do głębszej refleksji, a tego
przede wszystkim oczekuję od dobrego reportażu. Być może wynika to z podjętego
przez autorkę tematu, który nie daje jej specjalnie wielkiego pola do popisu i na
tle innych pozycji wydanych przez Wydawnictwo Czarne pod względami wagi wypada
nieco blado. Niemniej nie jest to powód, dla którego odradzałabym lekturę, uprzedzam
tylko, że dla wymagającego czytelnika może być za lekko i łatwo, co nie
oznacza, że nie jest ciekawie.
Bardzo fajna książka. Trochę podróż do czasów kiedy latanie było luksusem.
OdpowiedzUsuńTak, lekka i przyjemna lektura na kilka dni :)
UsuńPomysł na reportaż jest genialny. Autorka powinna pomyśleć o współczesnej wersji, bo nawet laicy powinni się zainteresować. Poza tym fajne byłoby porównanie takich okresów czasu, co się zmieniło. Na przykład, że teraz to raczej masówka, a nie prestiż, wystarczy dobrze znać angielski, być wygadanym, nieźle się prezentować. Najgorzej chyba dostać się na rozmowę kwalifikacyjną, ale to można ogarnąć idąc na kurs, taki jak prowadzi szkoła Let's Talk, albo baaaaaaardzo dużo czytać w necie.
OdpowiedzUsuń