23 października 2015

Kobieta, która przez rok nie wstawała z łóżka - Sue Townsend

Potrzebowałam odmiany, chwyciłam więc za powieść. Sęk tylko w tym, że jak już zrobię skok w bok od moich ulubionych gatunków, to często trafiam kulą w płot. Tak niestety było i tym razem.


Któregoś pięknego dnia Eva, matka neurotycznych bliźniaków i żona zdradzającego ją męża, zmęczona swoim nie satysfakcjonującym życiem rodzinnym postanawia przez rok nie wstawać z łóżka. Z tej perspektywy obserwuje coraz bardziej sypiącą się wokół niej rzeczywistość i stopniowo oddala się od świata. Jaki będzie tego finał?


Jeśli naprawdę chcecie się dowiedzieć, to bierzcie się za lekturę, chociaż ja szczerze nie polecam. Sama początkowo podeszłam do niej ze sporym entuzjazmem, ciesząc się na coś nowego, radując formą, pochylając się nad treścią. Jednak im dalej, tym było gorzej, a początkowy entuzjazm błyskawicznie przeszedł w podirytowanie i rozdrażnienie. Czemu?

Najwyraźniej nie umiem docenić poczucia humoru autorki i jej balansowania na granicy absurdu. Sue Townsend zasiedliła swoją powieść galerią tak przerysowanych i nietypowych postaci, że można poczuć przesyt. Przynajmniej ja poczułam i to całkiem szybko. Nie bawią mnie również mało prawdopodobne – z założenia pewnie śmieszne – sytuacje, których tu było sporo, a jak na mój gust, szczerze mówiąc, po prostu zbyt dużo. To nie jest tak, że nie mam poczucia humoru i nie potrafię docenić absurdu. Owszem – taki zabieg lubię, nawet bardzo, ale raczej w takiej formie, jaką podaje np. John Irving.

Miało być lekko i było, bo w takim stylu utrzymana jest cała powieść. Miało być zabawnie – i tu polemizowałabym. Nie ubawiłam się ani trochę. Miało być błyskotliwie – było, aż nadto. Rozumiem zamysł autorki i przesłanie, które płynie z jej książki i nawet się z nim zgadzam, ale formy absolutnie nie kupuję.

Odfiltrowując Kobietę, która przez rok nie wstawała z łóżka od tej całej pseudośmiesznej otoczki, dostajemy w sumie niegłupią książkę. Bo Sue Townsend, choć Ameryki nie odkrywa, pisze o czymś całkiem mądrym, o czymś, co w codziennym zabieganym życiu może nam nieco umykać. To jest książka o relacjach międzyludzkich, które będą zgrzytać, jeśli zabraknie w nich wzajemnej troski, życzliwości i uwagi. O zbytnim nastawianiu się na „ja”, „mnie”, „o mnie” i skupianiu się tylko na własnych potrzebach. I może też o nadmiernym poświęceniu siebie dla rodziny, co w tym przypadku nikomu nie wyszło na dobre.

Tylko dlaczego zostało to podane w takiej formie?

Podsumowując – jak ktoś lubi takie klimaty, to pewnie ubawi się przednio i powyciąga dobre wnioski. Ja się umęczyłam, z ulgą odsapnęłam na koniec i stwierdziłam, że szkoda czasu. Może dla innych, zwyczajnie nie dla mnie. Nie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz