Książki Håkana Nessera mają to do
siebie, że jak już się zacznie je czytać, to ciężko się od nich oderwać. Tak
było i z trzecią częścią serii o Van Veeterenie, którą połknęłam prawie na raz.
Håkan Nesser od początku dozuje
napięcie. Zdradza tyle, ile wypada by zaintrygować i ani grama więcej. Oto w
piękny sierpniowy dzień jakiś mężczyzna opuszcza więzienie. Nie wiemy o nim
nic, poza tym, że spędził tam dwanaście lat i właśnie powraca w swoje rodzinne
strony. Kilka miesięcy później sześcioletnia Eunice podczas wycieczki szkolnej
znajduje w rowie zwłoki – bez dłoni, stóp i…głowy. Czy te wydarzenia coś łączy?
Policyjna machina rusza, ślady prowadzą w przeszłość, a Van Veeteren uczestniczy
w śledztwie nieco inaczej niż zwykle, bo…ze szpitalnego łóżka.
Jedyne, czego mogłabym się
ostatecznie przyczepić - ale to też tak trochę na siłę – to zbyt skromne tło
obyczajowe i osobiste wątki poszczególnych postaci. Niby z części na część
wiemy o nich coraz więcej, ale tak naprawdę bardzo niewiele. Postać Van
Veeterena jest bardzo enigmatyczna – wiemy, że rozstał się z żoną, ma dwójkę
dzieci, z których jedno siedzi w więzieniu. Poza tym jest wymagający, trudny,
zrzędliwy i ciężko z nim wytrzymać, ale w gruncie rzeczy to dobry śledczy,
który jest w stanie rozwiązać każdą zagadkę. To trochę mało, by mieć wrażenie,
że dobrze się go zna, ale wystarczająco dużo, by się do niego przywiązać.
Trudno napisać coś odkrywczego o
kolejnej książce z tej samej serii, jeśli wszystkie są tak samo dobre. Nie
chciałabym się powtarzać, ani niepotrzebnie lać wody. Lubię Nessera, lubię Van
Veeterena – może nie tak jak Barbarottiego, ale lubię – i polecam tę serię
bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz