Kiedy przy okazji Nieszczelnej sieci pisałam, że przez
skórę czuję, że będzie warto kontynuować serię o komisarzu Van Veeterenie,
miałam rację.
Rzeźnik. Tak ochrzczono mordercę,
który siekierą pozbawił życia dwie ofiary. Pierwsza z nich to zwyczajny typ
spod ciemnej gwiazdy, przestępca blisko zaprzyjaźniony z narkotykami. Druga –
to wysoko postawiony, dobrze sytuowany potentat nieruchomości. Poza narzędziem
zbrodni te dwie osoby z pozoru nie łączy nic. Przy ofierze trzeciej Van
Veeteren dostrzeże pewien klucz, który naprowadzi go na właściwy trop.
Uważny czytelnik zapewne
dostrzeże pozostawione przez Nessera podpowiedzi i może szybko połączy fakty.
Ja – jak już raz wspominałam – aż tak przenikliwa nie jestem i dlatego finał
okazał się dla mnie więcej niż zaskakujący. Po przeanalizowaniu treści doszłam
do wniosku, że mogłam na rozwiązanie zagadki wpaść. Ale nie wpadłam i cóż –
trudno. Przynajmniej była niespodzianka.
Punkt Borkmanna to świetna lektura, która wciąga tak, że chciałoby
się ją przeczytać na raz. Choć nie ma tu sensacji, karkołomnych akcji i
fabularnych trzęsień ziemi, to napięcie nie opada. Finał genialny, zaskakujący
i – co nie dziwi u Nesseera – zmuszający do refleksji. Przyjdzie się Wam
zastanowić nad kwestią winy i poniesionej za to kary, a także odpowiedzieć na
pytanie – czy morderca nie miał jednak trochę racji. Przewrotna, i choć to
przecież tylko kryminał, to również mądra lektura w sam raz na jesienne, długie
wieczory. Nie zastanawiać się, tylko czytać.
A jeśli udało mi się Was namówić
na Punkt Borkmanna (mam nadzieję, że
tak jest), to dobrze Wam radzę, nie czytajcie opisu na tylnej okładce. Miał
intrygować, a zdradza ciut za dużo. I już na stracie psujecie sobie zabawę.
Niepotrzebnie. Zignorować i od razu brać się za lekturę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz