Jedni go lubią, inni nienawidzą.
Mi jest obojętny. Pałac Kultury i Nauki – w tym roku świętował swoje 60.
urodziny. To dobra okazja, by o Pałacu napisać, przypomnieć jego losy. Książki
ukazały się dwie – a przynajmniej tyle ja odnotowałam. Ponieważ cenię sobie
Wydawnictwo Czarne, to do przeczytania wybrałam właśnie tę.
Przyznam, że nie spieszyło mi się
do lektury, choć oczywiście miałam ją w planach - tych nieco dalszych. Tak się
jednak złożyło, że na wakacje zabrałam za mało książek, więc zaczęłam podkradać
mężowi.
Nie jest to wbrew pozorom łatwa
lektura, a przynajmniej jej początek. Przydługawy i nieco wiejący nudą wstęp, a
potem ponad sto stron propagandowych tekstów żywcem wyjętych z Trybuny Ludu. Oczywiście doskonale
oddają one klimat tamtych czasów i pierwsze trzy, no może cztery, czyta się z
żywym zainteresowaniem, ale kolejne już przyprawiają o mdłości. Dalej natomiast
jest już znacznie lepiej.
Książka skonstruowana jest tak,
by każdy znalazł w niej coś dla siebie. Umówmy się – nie jest tak, że wszystkie
teksty wzbudzą nasz jednakowy entuzjazm (ja miałam momenty znużenia), ale jest
ich na tyle sporo i stanowią tak szeroki przekrój tematyczno-czasowy, że nie ma
szans by choć kilka nie trafiło w czytelnika gust.
Czasem Pałac jest punktem
centralnym, czasem stanowi tylko tło, niemniej jego postać obecna jest w każdym
tekście. Poznajemy losy Pałacu na każdym etapie jego istnienia. Ignorowany
przez Mirona Białoszewskiego, u dziennikarzy oddanych ówczesnemu systemowi
wzbudzał same „ochy i achy” – symbol pokoju i przyjaźni polsko-radzieckiej,
wybitne dzieło radzieckich budowniczych, niemal siódmy cud świata. Jednak ponad
trzy tysiące pomieszczeń, czterdzieści milionów cegieł, dwa miliony metrów rur
i kabli oraz dwadzieścia tysięcy żyrandoli – jak pisze Hanna Krall – mogło
wtedy i teraz robić wrażenie.
W zbiorze pod redakcją Magdaleny
Budzińskiej i Moniki Sznajderman znajdziemy teksty opowiadające o historycznych
wydarzeniach, które odbywały się w Pałacu; był on niemym świadkiem
przeobrażającej się Polski. Poczytamy o koncercie Rolling Stonesów w Sali
Kongresowej, sporo dowiemy się na temat finansowych perturbacji wokół Pałacu, a
także o ludziach w nim pracujących. I dla mnie właśnie ten aspekt socjologiczny
był chyba najbardziej interesujący. Historie zwykłych ludzi – windziarek,
kronikarki pałacowej, czy szatniarki – którzy czasem całe swe zawodowe życie
spędzili w Pałacu podobały mi się najbardziej. Choć tekst
„ornitologiczno-faunowo-florystyczny” był równie ciekawy, bo czy przyszło Wam do głowy, ile gatunków zwierząt, roślin i
ptaków znalazło schronienie na Pałacu lub w jego wnętrzach?
Nie ma się co rozpisywać, prawda
jest taka, że to książka interesująca niemal pod każdym względem –
historycznym, społecznym, czy obyczajowym. Czyta się ją nie bez trudności, ale
jest naprawdę fascynującym źródłem informacji. I może pomoże niektórym spojrzeć
na Pałac nieco innym okiem. Bo choć może to nie duma miasta, to jakoś trzeba z
tym radzieckim darem żyć.
I tak na koniec jeszcze – by
podsumować – chciałabym wspomnieć, że książka jest świetnie wydana. Elegancka,
stonowana, a jednak przyciągająca wzrok okładka. Spójna kolorystycznie i
graficznie. W środku fotografie obrazujące treść. Motyw pałacu przewija się
wszędzie. Nawet kod kreskowy jest w kształcie pałacu! Brawo. Podoba mi się
bardzo.
Prawdziwy wysyp książek o PKiN-ie, ale okazja nie byle jaka, rocznicowa. Przymierzam się do przeczytania "Pałacu. Biografii intymnej" Beaty Chomątowskiej, ale "Jako dowód i wyraz przyjaźni" wygląda równie ciekawie, zwłaszcza, że lubię reporterskie opowieści z historią w tle. A na dodatek jeden z reportaży napisał Mariusz Szczygieł :-)
OdpowiedzUsuńMi na razie starczy wrażeń, jeśli chodzi o lektury o PKiN. A książkę polecam. Warto. Jak przeczytasz Chomątowską, podziel się wrażeniami :)
Usuń