W każdej kolejnej książce z uporem robię to samo – zmniejszam historię
do wymiarów człowieka.
Kilkadziesiąt tysięcy – tyle
radzieckich żołnierzy poniosło śmierć podczas trwającej dziesięć lat
interwencji radzieckiej w Afganistanie. Kilkadziesiąt tysięcy zabitych i tyle
samo rannych – te liczby robią wrażenie, a jednocześnie nic nie mówią.
Swietłana Aleksijewicz rozbija te wielkie liczby na części mniejsze, z
anonimowej masy wydobywa losy pojedynczego człowieka, ludzkie dramaty, morze
przelanej krwi i wylanych łez. Wsłuchuje się w poszczególne głosy, których
świadectwo poraża.
Cynkowi chłopcy to książka o bezsensownej wojnie i ludziach, którzy
stali się jej ofiarami – nic nie znaczącymi pionkami w wielkiej politycznej
grze, karmionymi kłamstwem i propagandą, mięsem armatnim na pierwszej linii
frontu. Nie było bohaterów, a jedynie tysiące złamanych życiorysów,
potłuczonych emocjonalnie i zniszczonych fizycznie ludzi, dla których w
normalnej rzeczywistości zabrakło miejsca.
Swietłana Aleksijewicz rzadko
dochodzi do głosu w swoich reportażach. Tym razem jest inaczej. W Cynkowych chłopcach, już w finale,
autorka opowiada o procesie, jaki wytoczono jej kilka lat po ukazaniu się
książki. Na sali sądowej spotkali się ona i bohaterowie jej książki. Oskarżono
ją o oszkalowanie i zniekształcenie faktów. Ostatni rozdział to fragmenty
artykułów, zeznań oskarżycieli, stenogramów z sali sądowej, oficjalnych pism w
obronie pisarki. I gorzki fragment z przemówienia Aleksijewicz: Mam ciągle to samo pytanie, które znajduje
się w mojej książce: kim jesteśmy? Dlaczego z nami można zrobić wszystko, co
się chce? Zwrócić matce cynkową trumnę, a potem namówić ją, by pozwała pisarza,
który napisał, że swego syna nie mogła nawet ucałować po raz ostatni i obmywała
trumnę trawą, głaskała ją…kim jesteśmy?[…] Ci, którzy pozwali mnie do sądu,
negują to, co mówili kilka lat temu.[…] Dlaczego? Ano dlatego, że nie
potrzebują wolności…Nie wiedzą, co z nią zrobić…
Przy okazji lektury poprzedniej
książki Swietłany Aleksijewicz Czasysecondhand pisałam, że czuję się już
znużona stylem autorki lub – jak kto woli – jego brakiem. Tymczasem w Cynkowych chłopcach sprawdza się on
rewelacyjnie. Nic tak nie porusza przecież, jak pełna emocji relacja człowieka,
pozbawiona odautorskich upiększeń, szczera aż do bólu, prawdziwa.
Cynkowi chłopcy to lektura mocna, bolesna i - choć traktuje o
odległych już czasach – wciąż poruszająca i aktualna. Człowiek ma prawo do niezabijania. Do tego, by się zabijania nie uczyć.
Takiego prawa nie ma w żadnej konstytucji. Wojny toczą się więc dalej, a
świat pełen jest osobistych dramatów. Lektura obowiązkowa.
Mam tę książkę i wciąż przesuwam jej przeczytanie na później. Ale za to wiem, że będzie warto :)
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie :) Choć jak zwykle nie jest łatwo.
Usuń