22 września 2015

Cynkowi chłopcy - Swietłana Aleksijewicz

W każdej kolejnej książce z uporem robię to samo – zmniejszam historię do wymiarów człowieka.


Kilkadziesiąt tysięcy – tyle radzieckich żołnierzy poniosło śmierć podczas trwającej dziesięć lat interwencji radzieckiej w Afganistanie. Kilkadziesiąt tysięcy zabitych i tyle samo rannych – te liczby robią wrażenie, a jednocześnie nic nie mówią. Swietłana Aleksijewicz rozbija te wielkie liczby na części mniejsze, z anonimowej masy wydobywa losy pojedynczego człowieka, ludzkie dramaty, morze przelanej krwi i wylanych łez. Wsłuchuje się w poszczególne głosy, których świadectwo poraża.

W Cynkowych chłopcach słychać głosy tych, którzy wojnę przeżyli. Powrócili do kraju okaleczeni nie tylko na ciele, ale również na duszy. Już nie przystający do pokojowej rzeczywistości, nie potrafiący się w niej odnaleźć, tęskniący za niezdrową adrenaliną, pełni okrutnych wspomnień, które nawiedzają ich w snach. To także głosy matek – tych, które chowały swych synów na patriotów i bohaterów, a których ciała powróciły w cynkowych trumnach. To również głosy kobiet, które - wiedzione romantyczną wizją Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – jechały do Afganistanu spełnić swój patriotyczny obowiązek i udzielać pomocy walczącym na froncie, a które na miejscu doznały gorzkiego rozczarowania, gdyż zastanej tam wojnie daleko było do romantyzmu. Tych głosów w książce Swietłany Aleksijewicz jest znacznie więcej, a w który z nich się nie wsłuchać, każdy przeraża.

Cynkowi chłopcy to książka o bezsensownej wojnie i ludziach, którzy stali się jej ofiarami – nic nie znaczącymi pionkami w wielkiej politycznej grze, karmionymi kłamstwem i propagandą, mięsem armatnim na pierwszej linii frontu. Nie było bohaterów, a jedynie tysiące złamanych życiorysów, potłuczonych emocjonalnie i zniszczonych fizycznie ludzi, dla których w normalnej rzeczywistości zabrakło miejsca.

Swietłana Aleksijewicz rzadko dochodzi do głosu w swoich reportażach. Tym razem jest inaczej. W Cynkowych chłopcach, już w finale, autorka opowiada o procesie, jaki wytoczono jej kilka lat po ukazaniu się książki. Na sali sądowej spotkali się ona i bohaterowie jej książki. Oskarżono ją o oszkalowanie i zniekształcenie faktów. Ostatni rozdział to fragmenty artykułów, zeznań oskarżycieli, stenogramów z sali sądowej, oficjalnych pism w obronie pisarki. I gorzki fragment z przemówienia Aleksijewicz: Mam ciągle to samo pytanie, które znajduje się w mojej książce: kim jesteśmy? Dlaczego z nami można zrobić wszystko, co się chce? Zwrócić matce cynkową trumnę, a potem namówić ją, by pozwała pisarza, który napisał, że swego syna nie mogła nawet ucałować po raz ostatni i obmywała trumnę trawą, głaskała ją…kim jesteśmy?[…] Ci, którzy pozwali mnie do sądu, negują to, co mówili kilka lat temu.[…] Dlaczego? Ano dlatego, że nie potrzebują wolności…Nie wiedzą, co z nią zrobić…

Przy okazji lektury poprzedniej książki Swietłany Aleksijewicz Czasysecondhand  pisałam, że czuję się już znużona stylem autorki lub – jak kto woli – jego brakiem. Tymczasem w Cynkowych chłopcach sprawdza się on rewelacyjnie. Nic tak nie porusza przecież, jak pełna emocji relacja człowieka, pozbawiona odautorskich upiększeń, szczera aż do bólu, prawdziwa.

Cynkowi chłopcy to lektura mocna, bolesna i - choć traktuje o odległych już czasach – wciąż poruszająca i aktualna. Człowiek ma prawo do niezabijania. Do tego, by się zabijania nie uczyć. Takiego prawa nie ma w żadnej konstytucji. Wojny toczą się więc dalej, a świat pełen jest osobistych dramatów. Lektura obowiązkowa.

2 komentarze:

  1. Mam tę książkę i wciąż przesuwam jej przeczytanie na później. Ale za to wiem, że będzie warto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie :) Choć jak zwykle nie jest łatwo.

      Usuń