Zadebiutowali w 2010 roku
powieścią kryminalną Ciemne sekrety.
W następnych latach pojawiły się kolejno Uczeń
i Grób w górach. Na Niemowę kazali czytelnikom poczekać aż
trzy lata. Czy było warto?
Czekałam na Niemowę. Byłam bardzo ciekawa, jak duet Hjorth&Rosenfeldt
poradzi sobie z kolejną częścią serii o policyjnym psychologu i profilerze
Sebastianie Bergmanie – odbiją się od dna i wrócą do debiutanckiego poziomu,
czy utrzymają tendencję spadkową? Jeszcze podczas lektury, gdzieś w jej
połowie, przemknęła mi przez głowę myśl – nie dali rady, polegli. A potem –
bach! Zwrot akcji i nieco zmieniłam zdanie.
Cała akcja dzieje się wokół
morderstwa rodziny Carlstenów. Morderca zabił ich, strzelając do nich z
bliskiej odległości. Nie przewidział jednak, że będzie miał przypadkowego
świadka. Jest nim dziesięcioletnia Nicole, której udało się zbiec z miejsca
zbrodni. Teraz jest na celowniku mordercy, a Sebastian Bergman próbuje nie
tylko ją ochronić, ale również wydobyć z niej cenne informacje, które ułatwią
Krajowej Policji Kryminalnej schwytanie sprawcy. Problem tylko w tym, że
znajdująca się w szoku dziewczynka przestała mówić, co nie ułatwia ekipie
Torkela pracy.
Muszę przyznać, że nie ze względu
na intrygę kryminalną sięgnęłam po Niemowę,
choć to przecież ona jest trzonem tej powieści. Bardziej byłam ciekawa, co
słychać u starych, dobrych znajomych: Sebastiana, Vanji, Torkela, Ursuli i
Billego. Trochę obawiałam się, że po takiej przerwie w czytaniu, nie będę
pamiętać, co u kogo się działo i na czym stanęło. Jednak bez obaw – autorzy
stopniowo wprowadzają nas w temat, przypominając to, co niezbędne, by
zorientować się w sytuacji.
To nie wątek kryminalny jest również
według mnie najmocniejszą stroną tej książki, choć muszę przyznać, że chłopaki
nawet dali radę. Zwiedli mnie trochę na manowce i uśpili moją czujność: już
wydawało mi się, że zmierzamy ku końcowi, że nic więcej nie ma prawa się
wydarzyć, a tu proszę – tuż przed końcem piękny i niespodziewany zwrot. Szkoda
tylko, że napięcie pojawia się dopiero pod koniec, bo całość raczej bez
rewelacji – spokojnie i bez zadyszki do przodu. Niby są jakieś zmyłki, niby
kluczy akcja, niby niespodziewanie rwą się wątki, ale jakoś bez większych emocji.
Moje emocje budziły za to losy całej
piątki z Krajowej Policji Kryminalnej. Panowie kreują swoich bohaterów po
mistrzowsku i za to właśnie najbardziej lubię duet Hjorth&Rosenfeldt.
Wszystko można o ich postaciach powiedzieć, ale na pewno nie to, że są
papierowe. Wielowymiarowi, skomplikowani, wiarygodni, z całym pakietem różnych
przywar i zalet. Można ich lubić lub nie, utożsamiać się z nimi lub nie,
kibicować lub życzyć jak najgorzej – żadna postać z całej piątki nie pozostawia
nas jednak obojętnych. Nikt tu nie jest jednoznaczny, a wszyscy uwikłani są w
skomplikowaną sieć wzajemnych, nie do końca jasnych i zdrowych relacji. To ich
losy śledzi się w napięciu. To dla nich czyta się tę serię. I to za tę właśnie
galerię postaci autorom należą się największe brawa.
Po lekturze Niemowy nie podnoszę się z klęczek, bo i nie było powodu do
klękania. Było poprawnie, a to zdecydowanie za mało, by odczuwać pełną
satysfakcję. Jestem ciekawa, co przyniesie kolejna część, bo że taka będzie,
chyba nikt po lekturze Niemowy nie
będzie miał wątpliwości. Mam tylko nadzieję, że Panowie biorą już powoli pod
uwagę zakończenie serii niż niepotrzebne i przydługie odgrzewanie starego
kotleta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz