27 maja 2014

Grób w górach - Michael Hjorth i Hans Rosenfeldt

Odwołuję swoje słowa. Po lekturze trzeciej części cyklu o Sebastianie Bergmanie śmiem twierdzić, że porównanie do Stiga Larssona i Heninga Mankella to dla duetu Michael Hjorth i Hans Rosenfeldt trochę za duży komplement.



Jesień. Dwie samotne turystki wędrujące szlakiem Trójkąta Jämtlandu przypadkowo odkrywają ludzki szkielet. Kiedy na miejsce przybywa lokalna policja, okazuje się, że ciał jest więcej: czworo dorosłych i dwoje dzieci. Śledztwo przejmuje Kryminalna Policja Krajowa na czele z Torkelem Höglundem. Z luźno powiązanych ze sobą wątków próbują złożyć całość, jednak śledztwo okazuje się znacznie bardziej skomplikowane, niż na początku przypuszczali.

Grób w górach nie powinien mieć niemal pięciuset stron. Nie powinien mieć nawet połowę tego. Jeśli autorzy potrzebowali pretekstu, żeby pociągnąć wątki osobiste Sebastiana Bergmana, Vanji Lithner, Urszuli Andresson, Billego Rosena i Torkela Höglunda, to mogli się nieco bardziej wysilić, bo wątek kryminalny wypadł naprawdę blado. Nic się tam nie działo. Nic. Nuda i flaki z olejem. Przysnąć można było. Chłopaki, co się stało? Tak dobrze szło i siadło…

Grób w górach byłby znacznie lepszą pozycją, gdyby miał stron sto. Może ciut więcej. I ograniczał się tylko do wątków osobistych. Co prawda nie byłby wtedy kryminałem, ale za to miałby szansę być całkiem niezłą powieścią obyczajową. A tak mamy to co mamy, czyli słaby kryminał, którego nie ratują całkiem dobrze i ciekawie poprowadzone losy głównych bohaterów. Sebastian, którego nawet zaczęłam delikatnie lubić w części drugiej, znów namieszał i okazał się być większym dupkiem i egoistą niż można było przypuszczać. Równie ciekawie rozwijają się losy Vanji i jej ojca. Nawet w życiu poukładanej i zawsze przewidującej Ursuli wydarzy się trzęsienie ziemi, które wszystko postawi do góry nogami. Najlepsza jednak z tej całej książki jest ostatnia strona, zdradzę więcej – ostatni akapit. Jeśli autorzy zamierzają kontynuować serię, to jestem naprawdę ciekawa, co będzie dalej i jak potoczą się losy bohaterów. Ale jeśli chodzi o śledztwo, to liczę na znacznie więcej.

Zabrakło mi natomiast postaci Thomasa Haraldssona, nieudolnego policjanta, a potem rozpaczliwie niekompetentnego dyrektora więzienia o zaostrzonym rygorze, który pojawił się w tomie pierwszym i drugim. Co prawda jego chora ambicja i wyjątkowy talent do spieprzania wszystkiego za co się zabrał były wyjątkowo irytujące, ale jego obecność dodawała pewnego smaczku. Mistrz zamieszania, chaosu i głupoty, który nie raz zalazł ekipie z Krajowej Policji Kryminalnej za skórę. W tej części trochę mi go brakowało, może śledztwo wypadłoby nieco lepiej, gdyby miał w nim swój wątpliwy udział. 

Podsumowując: trzecia część to spore rozczarowanie. Nieoczekiwane zwroty w życiu bohaterów, przy marnym i nudnym wątku kryminalnym, nie wystarczą by poczuć pełną satysfakcję z lektury. Nie udało się tym razem. Panowie nie wytrzymali tempa. Świetny debiut. Wciąż dobra część druga, choć bez fajerwerków. I część trzecia, której mogłoby nie być. Sorry chłopaki, ale lądujecie półkę niżej niż Larsson i Mankell. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz