Zdzira - napisał ktoś szminką na lustrze. A adresatka tego epitetu
leżała na podłodze w kałuży krwi. Siedem ciosów nożem. Nie miała szans przeżyć.
Taka dobra dziewczyna – stwierdziła zrozpaczona matka. Morderca miał jednak
inne zdanie.
Mocnym akcentem rozpoczyna Lars
Bill Lundholm pierwszą część serii o komisarzu Axelu Hake. A tytuł książki Dobra dziewczyna. Morderstwa na Őstermalmie
wyraźnie daje do zrozumienia, że trupów będzie jeszcze więcej.
Dobra dziewczyna wciąga od razu. Konkretny początek, ciekawie
zbudowane postaci, interesujące tło i żmudne śledztwo – to jest to, co w
kryminałach cenię sobie najbardziej. Presja czasu, niedobory kadrowe, sterty
przekopanych dokumentów, poszlaki, błędy i pomyłki. Autor bardzo dokładnie
oddaje charakter pracy policji. To nie strzelanki, nie brawurowe akcje z bronią
w ręku, a powolne kopanie, szukanie związków, praca ponad siły, ostatecznie jednak
uwieńczona sukcesem.
Sam wątek dotyczący morderstwa nienajgorszy.
Kiedy już myślałam, że wszystko jasne i oczywiste, i trzeba tylko znaleźć
potwierdzające to dowody, to nagle zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i zaczynamy
zabawę od początku. Dopiero pod koniec książki udało mi się – zresztą w tym samym
momencie co komisarzowi – wpaść na to, kto jest mordercą. A ponieważ rzadko mi
się zdarza taka błyskotliwość, to byłam wielce usatysfakcjonowana ;)
W głównej roli Lundholm obsadził
całkiem sympatycznego komisarza Axela Hake. Polubiłam go za to, że nawet nie
sili się na to, by być superbohaterem. Świadomy swoich ograniczeń (kontuzja
kolana) stara się, mimo tego, pracować jak najlepiej. Kiedy trzeba łagodny,
innym znów razem potrafi ostro i stanowczo zareagować. Bystry i skuteczny. Nie
daje układom politycznym wpłynąć na swoją pracę. Przy okazji jest to również
ojciec kilkuletniej dziewczynki i partner intrygującej Hanny, matki swojego
dziecka.
Poza wątkiem kryminalnym, w Dobrej dziewczynie ważne jest też tło.
Dobrze poznać głównego bohatera nie tylko w pracy, ale również w życiu
osobistym. Wiedzieć co lubi, czego nie i z jakimi problemami na co dzień się
boryka. To dobry zabieg, kiedy planuje się dłuższą serię. Zdradzić co nieco z
życia postaci, przywiązać czytelnika, jeśli nie samym wątkiem kryminalnym (bo
te nie zawsze są dobre), to chociaż bohaterem.
Przy okazji toczącego się
śledztwa przyglądamy się i środowisku policjantów, temu jak pracują, jakie mają
między sobą układy. Wnikamy też w środowisko tzw. wyższych sfer. Myślicie, że
kasa uszlachetnia? No to jesteście w błędzie. Fajnie też przyjrzeć się relacjom
międzyludzkim i budowanym na różnych zasadach związkom.
Dobra dziewczyna to po prostu dobry kryminał i całkiem niezła
zapowiedź serii. Wiadomo jednak, że pierwsza jaskółka wiosny nie czyni, także
zobaczymy, co autor pokaże dalej. Piać z zachwytu nie będę, ale przyczepić się
też do czego nie ma. Lundholm zapewnił mi miło spędzony czas.
Z ciekawostek – autor to przy okazji scenarzysta telewizyjnej
wersji Wallandera, ale ponieważ ja z Wallanderem spotykałam się tylko na
papierze, to pozwoliłam sobie zignorować ten fakt.
Uwielbiam kryminały, a ten wydaje się świetny.Na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto Główny bohater jest całkiem interesujący :)
Usuń