Wszystkie wojny Lary to literatura faktu, ale czyta się ją bardziej
jak powieść. Rozmyte ramy czasowe, bohaterowie bez nazwisk, fabularyzacja – to
wszystko sprawia, że reportaż Wojciecha Jagielskiego zyskuje uniwersalny
wymiar, choć nie trudno się domyślić, o jakich konkretnie wydarzeniach opowiada
bohaterka tego reportażu.
Lara to Czeczenka, mieszkająca w
Dolinie Pankisi na pograniczu gruzińsko-czeczeńskim. Z reporterem
spotykają się w gruzińskim McDonaldzie – miejscu, które nie pasuje ani do Lary,
ani do opowiadanej przez nią historii. Tu, przy kubku kawy, niespiesznie
opowiada ona o swoim życiu naznaczonym lękiem i stratą, o wojnie, przed którą
chciała ustrzec swoich synów, a która sama zapukała do jej drzwi, o
stracie tych, których wydała na świat.
Ta niewielkich rozmiarów książka
jest bardzo nośna w treści i wielowymiarowa. Ten pierwszy wymiar to właśnie
losy Lary i jej prywatne wojny, jakie stoczyła, by uchronić swoich synów przed
wojną i śmiercią – w obu przypadkach niestety poniosła klęskę. W drugim
wymiarze jest to historia konfliktów, które targały w ostatnich
dziesięcioleciach Gruzją, Czeczenią, Syrią. To co niedopowiedziane w opowieści
Lary, uzupełnia znajdujące się na końcu książki kalendarium – chronologiczne
zestawienie faktów i wydarzeń, które doprowadziły do tragicznych w skutkach
wydarzeń. Trzeci wymiar – to kwestia uchodźców, którzy szukają spokoju i
szczęścia w granicach Europy. Poznajemy go na przykładzie Szamala i Raszida –
synów Lary, którym ta wraz z ich ojcem pozwala uciec na Zachód, łudząc się, że
w ten sposób odcina ich od wojny i zapewnia lepsze życie. Zarówno Larze, jak i
jej synom, Europa jawi się jako raj, który oferuje swoim mieszkańców sukces i
nieograniczone możliwości. Jednak Szamil i Raszid szybko zdają sobie sprawę, że
jest to tylko złudzenie – raj czeka tylko na tych, którzy się w nim urodzili,
przybysze muszą być wdzięczni, że mogą w nim tylko być, ale nie mogą korzystać
ze wszystkich przywilejów. W oczach Szamila i Raszida Europa jawi się jako
wielkie rozczarowanie, jako miejsce, w którym dominuje duchowa pustka i pogoń
za sukcesem. I tu dochodzimy do czwartej kwestii – religii i wiary pojmowanej
jako antidotum na to, czego synom Lary brakowało w zachodnim świecie. Religii i
wiary jako sens życia, religii i wiary pojmowanej wręcz fanatycznie,
sprowadzającej się do świętej wojny i czekającej na walczącej w niej
mudżahedinów obietnicy nowego raju.
Tak ja odebrałam tę książkę, te
cztery kwestie uderzyły mnie najmocniej, ale jestem przekonana, że w książce
Jagielskiego można dostrzec jeszcze inne problemy, które autor porusza w
tekście.
W pierwszym akapicie napisałam,
że reportaż Jagielskiego jest uniwersalny – i jest, bo choć bezpośrednio
dotyczy konfliktów w konkretnych krajach, pokazuje pewne mechanizmy. Mechanizmy
rodzących się konfliktów, zła, które zasiane wykiełkuje w każdych, nawet
najbardziej niesprzyjających, warunkach i religijnego fundamentalizmu, który
niebezpiecznie rozprzestrzenia się po świecie. Spójrzmy też na europejską politykę
wobec uchodźców – czy ona na pewno się sprawdza? Czy nie trzeba byłoby się jej
przyjrzeć nieco uważniej i trochę ją zrewidować?
Reportaż Wojciecha Jagielskiego Wszystkie wojny Lary to taka bomba z
opóźnionym zapłonem – może nie robić wielkiego wrażenia w trakcie lektury, ale
potem nie można go wyrzucić z głowy. Zapada w pamięć, zmusza do refleksji,
niepokoi i wciąż jest aktualny. Warto przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz