Nie miałam w planach tej książki
– jakoś niespecjalnie przemawiał do mnie jej temat. Zmieniłam zdanie, kiedy
zobaczyłam, że debiutujący autor zbiera same dobre opinie. Postanowiłam sprawdzić, w czym rzecz. A rzecz
w tym, że Kamil Bałuk swój temat sprzedaje po mistrzowsku, a reportaż czyta się
wyśmienicie. To trudna sztuka zaledwie kilkoma zdaniami, pierwszym rozdziałem
przekonać czytelnika do książki, której temat go nie rusza. Kamilowi Bałukowi
to się udało.
Klinika w Barendrechcie
prowadzona przez doktora Jana Karbaata to przystań dla wszystkich kobiet, które
z różnych przyczyn nie mogą, a bardzo chciałyby zostać matkami. Przyczyny są
różne – żadne nie dyskwalifikują, a wysoka dzietność kliniki dają nadzieję na
sukces. Tylko zgłaszające się do Karbaata kobiety nie wiedzą, że miesza on
spermę od różnych dawców, fałszuje karty zawierające dane biologiczne ojców i
nie przestrzega limitów – co oznacza, że z jednego dawcy rodzi się
niekontrolowana liczba dzieci. Sprawa wychodzi na jaw, kiedy dzieci teoretycznie
z dawcy „holenderskiego typu” wcale nie przypominają jasnowłosego ojca i mają
podejrzanie ciemną karnację. Kim zatem jest dawca? I tu kolejna niespodzianka –
w wyniku dziennikarskiego śledztwa wychodzi na jaw, że biologicznym ojcem ponad
200 dzieci jest cierpiący na Aspergera holender z surinamskimi korzeniami,
któremu przyświecał niecodzienny cel:
[…] Chciałem podzielić się swoim nasieniem z jak największą liczbą
kobiet. To było moje największe marzenie: mieć dużo dzieci. Mieć ich najwięcej
ze wszystkich. Być lepszym niż inni mężczyźni.
Kamil Bałuk dociera zarówno do
Jana Karbaata, jak i do tytułowego Louisa – rekordowego dawcy, dociera też do
kilkunastu osób z licznej grupy jego dzieci. Wszystkie dzieci Louisa to nie tylko dawka dobrej sensacji. Kamil
Bałuk wybiera nośny i emocjonujący temat, zbiera informacje, a następnie buduje
swoją opowieść tak, że od książki trudno się oderwać. Trochę igra sobie z
czytelnikiem – rzuca przynętę, zaczyna wątek, kusi oszczędnie rzucanymi
informacjami, by za chwilę urwać temat i przejść do nowego wątku. Z kawałków
czytelnik lepi sobie całość – i to jest podstawą sukcesu autora. Bałuk dawkuje
emocje, pisze świetnie i nie pozwala czytelnikowi dowiedzieć się wszystkiego na
raz. To on decyduje, w jakim tempie prowadzona będzie historia, a czytelnik
może się tylko temu tempu poddać.
Wszystkie dzieci Louisa dotykają jeszcze kolejnej, bardzo ważnej i
delikatnej kwestii. Autor nie skupia się tylko na samej sensacji, wchodzi w
temat głębiej i zadaje pytania o etyczne i moralne kwestie dotyczące
holenderskiego dawstwa – czy dawca powinien być anonimowy, czy dzieci poczęte w
ten sposób powinny mieć prawo poznać swojego biologicznego ojca, jakie powinny
być limity na jednego dawcę, kto może korzystać z takiej metody zapłodnienia,
kto może być dawcą i kto ma prawo o tym decydować. Pytań postawionych w książce
jest znacznie więcej, a odpowiedzi na nie wcale nie są łatwe.
W ten oto sposób Kamilowi
Bałukowi udało się napisać reportaż, który ekscytuje nie tylko ze względu na
temat, ale także na związane z nim różne kwestie moralne i społeczne; który
porywa stylem i który czyta się naprawdę z dużą przyjemnością. Jeśli macie
wątpliwości, czy to na pewno książka dla Was i czy wciągnie Was temat –
zapewniam, że tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz