18 maja 2017

Wszystkie dzieci Louisa - Kamil Bałuk

Nie miałam w planach tej książki – jakoś niespecjalnie przemawiał do mnie jej temat. Zmieniłam zdanie, kiedy zobaczyłam, że debiutujący autor zbiera same dobre opinie. Postanowiłam sprawdzić, w czym rzecz. A rzecz w tym, że Kamil Bałuk swój temat sprzedaje po mistrzowsku, a reportaż czyta się wyśmienicie. To trudna sztuka zaledwie kilkoma zdaniami, pierwszym rozdziałem przekonać czytelnika do książki, której temat go nie rusza. Kamilowi Bałukowi to się udało.


Klinika w Barendrechcie prowadzona przez doktora Jana Karbaata to przystań dla wszystkich kobiet, które z różnych przyczyn nie mogą, a bardzo chciałyby zostać matkami. Przyczyny są różne – żadne nie dyskwalifikują, a wysoka dzietność kliniki dają nadzieję na sukces. Tylko zgłaszające się do Karbaata kobiety nie wiedzą, że miesza on spermę od różnych dawców, fałszuje karty zawierające dane biologiczne ojców i nie przestrzega limitów – co oznacza, że z jednego dawcy rodzi się niekontrolowana liczba dzieci. Sprawa wychodzi na jaw, kiedy dzieci teoretycznie z dawcy „holenderskiego typu” wcale nie przypominają jasnowłosego ojca i mają podejrzanie ciemną karnację. Kim zatem jest dawca? I tu kolejna niespodzianka – w wyniku dziennikarskiego śledztwa wychodzi na jaw, że biologicznym ojcem ponad 200 dzieci jest cierpiący na Aspergera holender z surinamskimi korzeniami, któremu przyświecał niecodzienny cel:

[…] Chciałem podzielić się swoim nasieniem z jak największą liczbą kobiet. To było moje największe marzenie: mieć dużo dzieci. Mieć ich najwięcej ze wszystkich. Być lepszym niż inni mężczyźni.

Kamil Bałuk dociera zarówno do Jana Karbaata, jak i do tytułowego Louisa – rekordowego dawcy, dociera też do kilkunastu osób z licznej grupy jego dzieci. Wszystkie dzieci Louisa to nie tylko dawka dobrej sensacji. Kamil Bałuk wybiera nośny i emocjonujący temat, zbiera informacje, a następnie buduje swoją opowieść tak, że od książki trudno się oderwać. Trochę igra sobie z czytelnikiem – rzuca przynętę, zaczyna wątek, kusi oszczędnie rzucanymi informacjami, by za chwilę urwać temat i przejść do nowego wątku. Z kawałków czytelnik lepi sobie całość – i to jest podstawą sukcesu autora. Bałuk dawkuje emocje, pisze świetnie i nie pozwala czytelnikowi dowiedzieć się wszystkiego na raz. To on decyduje, w jakim tempie prowadzona będzie historia, a czytelnik może się tylko temu tempu poddać.

Wszystkie dzieci Louisa dotykają jeszcze kolejnej, bardzo ważnej i delikatnej kwestii. Autor nie skupia się tylko na samej sensacji, wchodzi w temat głębiej i zadaje pytania o etyczne i moralne kwestie dotyczące holenderskiego dawstwa – czy dawca powinien być anonimowy, czy dzieci poczęte w ten sposób powinny mieć prawo poznać swojego biologicznego ojca, jakie powinny być limity na jednego dawcę, kto może korzystać z takiej metody zapłodnienia, kto może być dawcą i kto ma prawo o tym decydować. Pytań postawionych w książce jest znacznie więcej, a odpowiedzi na nie wcale nie są łatwe.

W ten oto sposób Kamilowi Bałukowi udało się napisać reportaż, który ekscytuje nie tylko ze względu na temat, ale także na związane z nim różne kwestie moralne i społeczne; który porywa stylem i który czyta się naprawdę z dużą przyjemnością. Jeśli macie wątpliwości, czy to na pewno książka dla Was i czy wciągnie Was temat – zapewniam, że tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz