Tu mówi Polska. Reportaże z Pomorza to zbiór tekstów Cezarego
Łazarewicza, które publikowane były już wcześniej na łamach Gazety Wyborczej i Polityki. Choć pochodzą z przełomu lat
dziewięćdziesiątych-dwutysięcznych wciąż wydają się niepokojąco aktualne.
W zasadzie na początku dałam się
nabrać. Z góry założyłam, że to aktualne teksty (niedopatrzenie) i z takim
nastawieniem je czytałam. Z czasem oczywiście się zorientowałam, że odnoszą się
do nieco innej czasowo rzeczywistości, ale kurcze – naprawdę – wiele z tych
tekstów wypisz wymaluj mogłyby odnosić się do współczesnej sytuacji.
O czym zatem pisze Cezary
Łazarewicz? Trochę o stosunkach międzyludzkich, a trochę o międzynarodowych.
Porusza tematy społeczne, ale nie pomija też tych politycznych. Przygląda się
ludzkim problemom i różnym patologiom. Kto jest bohaterem jego tekstów?
Bezduszny komornik, strajkujący bezrobotni, zafiksowana na punkcie regulaminu
dyrektorka szkoły, przez którą jedna z nauczycielek popełniła samobójstwo,
biorący fikcyjne śluby z Wietnamczykami mieszkańcy wsi w byłym województwie
słupskim, seryjny gwałciciel, ksiądz pedofil, czy walczący o swoje racje
rolnicy. Cztery rozdziały, cztery tematy przewodnie, liczne sprawy i ich
bohaterowie – no i Polska widziana z perspektywy Pomorza, ze wszystkimi jej
bolączkami i problemami.
Najstarszy tekst z tego zbioru datowany jest na 1995 rok – to ponad dwie dekady, a czytając Tu mówi Polska ma się wrażenie, że od tego czasu niewiele się zmieniło. Ludziom wciąż dzieje się krzywda, instytucje są niewydolne, a niektóre drażliwe kwestie do dziś zamiatane są pod dywan, bo tak łatwiej i wygodniej, a poza tym brudy się pierze we własnym domu. Nie jestem fanką publikowania tekstów sprzed lat, trudno się wczuć w tematy i problemy, które dotyczą przeszłości, ale teksty Łazarewicza nic nie straciły wraz z upływem czasu. Trochę to dziwi, a trochę przeraża – bo co z tą Polską, jeśli od kilkunastu lat przerabiamy te same problemy, a niektóre kwestie wracają niczym bumerang.
[…] Lubię się przyglądać miejscu swojego urodzenia, mam poczucie jego wyjątkowości i chętnie tam wracam. To osobliwa kraina. Zza jej pleców chichocze historia. W tekstach Cezarego Łazarewicza czuć to zaangażowanie i zainteresowanie regionem. Ma dobre pióro, wyczucie do tematów, dobre oko i umiejętność zainteresowania czytelnika. Dobrze czyta się jego teksty – celne, trafne, klarowne, nieprzekombinowane.
A jednak, żeby być do końca szczerą przyznam, że autor trafił do mnie bardziej reportażem, który ukazał się w ubiegłym roku – Żeby nie było śladów.Sprawa Grzegorza Przemyka. Krótkie teksty wymagają więcej precyzji – musi być krótko, zwięźle, jasno i na temat. W dłuższych jest więcej miejsca na to, by pokopać głębiej w temacie, przyjrzeć się jego różnym aspektom, wywołać w czytelniku emocje, poruszyć go. W takiej wersji wolę Łazarewicza i z niecierpliwością będę czekać na jego kolejny obszerniejszy reportaż. A w międzyczasie oczywiście można poczytać o tym, o czym mówi Polska. […] I niech się wygada, skoro tyle lat jej nie pozwalano.
Najstarszy tekst z tego zbioru datowany jest na 1995 rok – to ponad dwie dekady, a czytając Tu mówi Polska ma się wrażenie, że od tego czasu niewiele się zmieniło. Ludziom wciąż dzieje się krzywda, instytucje są niewydolne, a niektóre drażliwe kwestie do dziś zamiatane są pod dywan, bo tak łatwiej i wygodniej, a poza tym brudy się pierze we własnym domu. Nie jestem fanką publikowania tekstów sprzed lat, trudno się wczuć w tematy i problemy, które dotyczą przeszłości, ale teksty Łazarewicza nic nie straciły wraz z upływem czasu. Trochę to dziwi, a trochę przeraża – bo co z tą Polską, jeśli od kilkunastu lat przerabiamy te same problemy, a niektóre kwestie wracają niczym bumerang.
[…] Lubię się przyglądać miejscu swojego urodzenia, mam poczucie jego wyjątkowości i chętnie tam wracam. To osobliwa kraina. Zza jej pleców chichocze historia. W tekstach Cezarego Łazarewicza czuć to zaangażowanie i zainteresowanie regionem. Ma dobre pióro, wyczucie do tematów, dobre oko i umiejętność zainteresowania czytelnika. Dobrze czyta się jego teksty – celne, trafne, klarowne, nieprzekombinowane.
A jednak, żeby być do końca szczerą przyznam, że autor trafił do mnie bardziej reportażem, który ukazał się w ubiegłym roku – Żeby nie było śladów.Sprawa Grzegorza Przemyka. Krótkie teksty wymagają więcej precyzji – musi być krótko, zwięźle, jasno i na temat. W dłuższych jest więcej miejsca na to, by pokopać głębiej w temacie, przyjrzeć się jego różnym aspektom, wywołać w czytelniku emocje, poruszyć go. W takiej wersji wolę Łazarewicza i z niecierpliwością będę czekać na jego kolejny obszerniejszy reportaż. A w międzyczasie oczywiście można poczytać o tym, o czym mówi Polska. […] I niech się wygada, skoro tyle lat jej nie pozwalano.
Mnie zachęciłaś choć niezbyt gustuję w reportażu. Ale jeśli jest dobry...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zachęciłam, ale bardziej polecałabym wcześniejszą książkę Łazarewicza "Żeby nie było śladów". A dla mnie znów reportaż to ulubiona forma literacka, zaraz po kryminałach skandynawskich :)
UsuńJa też bardzo lubię reportaże, ale zawiodłam się na ostatniej książce Łazarewicza. Wydaje mi się, że autorowi dużo lepiej wychodzą dłuższe teksty, gdy może zgłębić temat, wyszukać więcej danych, zbadać, wyśledzić. Podobała mi sie książka "Sześć pięter luksusu", zachwyciłam się książką o Przemyku, może za bardzo nastawiłam się na reportaże z Pomorza i stąd rozczarowanie;)
OdpowiedzUsuńO właśnie - też tak twierdzę, że forma dłuższa bardziej mu służy :) A znów o "Sześciu piętrach luksusu" nawet nie słyszałam. Dzięki za inspirację :)
Usuń