Lubię Ziemowita Szczerka w roli
reportera. Wciąż jest szczery, bezkompromisowy, językiem włada tak, że
klękajcie narody, a jednocześnie forma reportażu wymusza na nim trzymanie się
rzeczywistości i ogranicza jego ułańską, fabularną fantazję. Tak, jako reportera
Szczerka lubię najbardziej.
Lubię też z nim podróżować, bo to
zawsze są podróże pouczające, a jednocześnie spontaniczne, czasem zakrapiane –
bo Szczerek szuka przygód, czasem trochę guza, chodzi nie wydeptanymi ścieżkami
i drąży tam, gdzie nie zawsze powinien. Lubię też jego postrzeganie
rzeczywistości, bo widzi więcej niż inni, bo widzi inaczej, dostrzega to, na co
byśmy nie zwrócili uwagi. Jego rzeczywistość nie jest uładzona, grzeczna i
kolorowa niczym z okładek. Jego rzeczywistość zawsze trochę gryzie w oczy –
szpetotą, chaosem, brakiem ładu i kompozycji. I przez to fascynuje jeszcze
bardziej. Lubię też to, jak pisze i zawsze lektura jego książek budzi we mnie
podziw pomieszany z zazdrością. On bawi się językiem, nagina go do swoich
potrzeb, tworzy neologizmy i robi to wszystko z bezczelną lekkością. Z
łatwością nawiązuje do funkcjonujących w kulturze tekstów i powiedzonek i
zgrabnie wplata je w swoje teksty.
Tym razem Szczerek zabiera nas w
podróż po państwach Europy Środkowo-Wschodniej. Państwach, które miały wchodzić
w skład idei politycznej Międzymorza - krainę wciśniętą między trzy morza:
Adriatyckie, Bałtyckie i Czarne oraz trzy państwa: Niemcy, Rosję i Turcję. Autor
sprawdza, na ile te kraje mają coś ze sobą wspólnego, jakie łączą je zażyłości,
gdzie widzą swoje miejsce w dzisiejszej Europie i dokąd w ogóle ta dzisiejsza
Europa zamierza. To wszystko okraszone rozmowami przy piwie, w zadymionych
barach, na ulicach, przejściach granicznych, obrazkami z różnych miejsc,
miasteczek i miast, odgrywających czasem większą, a czasem bardziej marginalną
rolę. Zbiór widokówek z Europy Środkowo-Wschodniej, które niekoniecznie
chcielibyśmy sobie powiesić na lodówce.
To nie jest książka typowo
podróżnicza, choć już w pierwszych zdaniach tak właśnie odgraża się autor. Nie
łudźcie się jednak, że zabierze Was w piękne miejsca. On zabierze Was tam,
gdzie coś nie wyszło, coś się nie udało, choć na początku były dobre chęci.
Oprócz migawek z miejsc i podróży jest też w książce sporo analizy politycznej,
społecznej, jest trochę o ludziach, ich ideach i życiu, nie zabraknie też uwag
na temat otaczającej rzeczywistości, architektury i ładu przestrzennego (lub
jego braku). Dużo miejsca zajmuje także temat słowiańskości i tego, jak się owa
słowiańskość przejawia w poszczególnych krajach. O wzajemnych sympatiach i
antypatiach poszczególnych krajów też sporo się dowiemy, a także o tym, kto
ciągnie do kogo i dlaczego.
W dużym skrócie to bardzo trafna
i bezkompromisowo podana analiza stanu dzisiejszej Europy Środkowo-Wschodniej.
Bezkompromisowa, bo Szczerek się nie cacka i pisze całą prawdę, nie ubierając
jej w piękne i dyplomatyczne słówka. W Międzymorzu,
jeśli ktoś już miał przyjemność obcować z twórczością tego autora, to wie, że sporo
będzie wulgaryzmów, dosadnych zwrotów i potocznego języka, bo Szczerek o
sprawach istotnych pisze bez zbędnego nadęcia i bez owijania w bawełnę.
Dostanie się tu każdemu – Niemcom, Czechom, Słowakom, Ukrainie, Austrii,
Węgrom, Rumunii, Rosji; każdemu z państw, które autor odwiedził. Mocno obrywa
się też Polsce.
[…] Chcemy być Zachodem, ale nie tym rzeczywistym, który nas zdradził po
raz kolejny. Polska się zbuntowała przeciw Zachodowi, bo okazał się czymś innym
niż miał być […] My tu sobie, Polacy, lepszy Zachód zrobimy, poczekajcie.
Zrobimy to samo co zawsze: weźmiemy od was tylko to, co chcemy, a nie to czym
nas karmicie. Zjemy Wasze mięso, zostawimy sałatkę. I poustawiamy to, co od was
weźmiemy, tak by to nam, a nie wam się podobało.
Ani Polska, ani Europa – ta
środkowa, wschodnia, czy ta leżąca na zachodzie – nie są w dobrej formie, chylą
się ku upadkowi, dryfując coraz bardziej ku schyłkowi demokracji, a triumfowi
ruchów nacjonalistycznych. I będzie jeszcze gorzej, jeśli nic się nie zmieni.
Międzymorze to wybuchowa mieszanka. Pełno tu gorzkich przemyśleń i
pesymistycznych analiz, a jednocześnie napisana jest dużą dozą dystansu, humoru
i autoironii. Trochę przeraża, a trochę bawi. I jak to zwykle u Szczerka – jej
lektura daje dużo przyjemności, choć autor o przyjemnych rzeczach wcale nie
pisze. Czytać!
W Tygodniku kulturalnym padło zdanie, że to bardziej książka turystyczna niż podróżnicza.
OdpowiedzUsuń