Na oczach rodziców, przed szkołą,
ginie nauczycielka postrzelona przez nieznanego sprawcę. Jeszcze tego samego
dnia w drodze na zajęcia sportowe znika dwóch chłopców. Wkrótce policja
znajduje ich ciała. Trzy przypadkowe ofiary? Z początku tak się wydaje, a
policja prowadzi dwa oddzielne śledztwa, choć ofiary łączy wspólna szkoła
należąca do żydowskiej gminy. Z czasem na jaw wychodzą kolejne fakty, które
łączą się we wspólny trop. Izraelski Mossad, szwedzka SAPO, przewijająca się
postać „Papierowego chłopca” i prywatne demony poszczególnych bohaterów
sprawią, że Fredrice i Alexowi przyjdzie się zmierzyć ze sprawą, która
przerośnie ich wyobrażenia.
Dobrze jest czasem przeczytać
dobrze skrojony, trzymający się kupy, sensowny kryminał, od którego nie sposób
się oderwać. Więcej – którego wcale się nie ma ochoty odkładać, bo wraz z
kolejnymi stronami rośnie apetyt na więcej. Taki jest właśnie Papierowy chłopiec Kristiny Ohlsson,
piąta część z serii o Frederice Bergman i jej kolegach z zespołu. Sensowny,
mimo wysokiego poziomu zagmatwania fabuły, wielu wątków i mnogości postaci. Autorka
sięga do przeszłości bohaterów, odkrywa mroczne tajemnice, nadaje sprawie wymiar
międzynarodowy, prowadząc jedne tropy do Izraela, a drugie do Londynu, plącząc
wątki kryminalne z życiem prywatnym bohaterów, urządzając co jakiś czas nagły
zwrot akcji. Łatwo się wyłożyć na takim kryminale, w którym pojawia się tyle
łączących się ze sobą elementów, a jednak ta sztuka Ohlsson się udaje.
Wszystkie wątki schodzą się w całość, wszystkie elementy wpadają na odpowiednie
miejsca, a czytelnik dostaje książkę, którą czyta się z przyjemnością i
wypiekami na twarzy. Autorka wysoko postawiła sobie poprzeczkę i podołała
zadaniu.
Na duży plus zasługuje
konstrukcja książki. Autorka na dzień dobry w zasadzie serwuje nam koniec,
finał sprawy, o której przecież jeszcze nie nic nie wiemy. Świetne zagranie,
które od razu powoduje wzrost zainteresowania i do tego mistrzowsko rozegrane,
bo Ohlsson robi to tak, że niemal do końca nie wiemy, co właściwie zaszło. Poziom
ogólności jest na tyle wysoki, że możemy tylko snuć przypuszczenia o prawdziwym
przebiegu wydarzeń, a które potem i tak okażą się błędne. Efekt jest taki, że
akcja toczy się dwutorowo – jednocześnie jesteśmy w teraźniejszości i krok
dalej, w niedalekiej przyszłości, która nie zapowiada się dla niektórych
bohaterów różowo. Bardzo mi się takie posunięcie podobało i na serio – trudno
mi było wytrzymać, by nie zajrzeć na koniec książki i sprawdzić, jak to
wszystko się skończy. Brawo!
Poza tym - jak zwykle – świetnie
skrojeni bohaterowie. Zwłaszcza grająca pierwsze skrzypce czwórka – czyli
Fredrica, Alex, Enel Lundell i Peder Ryth, który wrócił do gry, ale nie jako
policjant. Śledzimy nie tylko ich poczynania zawodowe, ale też mocno kibicujemy
im w różnych życiowych potyczkach. Takie kryminały lubię najbardziej – ciekawa
intryga kryminalna i bohaterowie, do których czytelnik się szybko przywiązuje i
kibicuje ich poczynaniom.
Co tu dużo mówić – Papierowy chłopiec to świetna lektura,
która szybko wciąga i pozwala oderwać się od rzeczywistości. Bardzo dobra
rozrywka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz