Tematyka okołoskandynawska cieszy
się ostatnimi czasy w Polsce dużą popularnością. Na rynku wydawniczym co chwila
pojawiają się kolejne pozycje, traktujące o krajach Północy, mieszkających tam
ludziach i ich metodach na szczęśliwe życie. Wydawać by się mogło, że wiemy już
wszystko i wszystko zostało napisane, tymczasem fascynacja tą częścią świata
nie przemija. Właśnie pojawiła się kolejna książka I cóż, że o Szwecji Natalii Kołaczek, autorki bloga Szwecjoblog, w
którym na bieżąco dzieli się swoją wiedzą o Szwedach i Szwecji. Czy jej książka
wnosi coś nowego? Czy Natalia Kolaczek pisze o czymś, czego byśmy jeszcze nie
wiedzieli?
Całe szczęście autorka już na
wstępie podchodzi do swojej książki i do siebie samej z dość dużym dystansem i
pełną świadomością, że pewnie Ameryki przed czytelnikami nie odkryje, ale może
rzuci na temat nowe światło, może wspomni o czymś, o czym nikt przed nią nie
napomknął, może dzięki jej książce spojrzymy na Szwecję z nieco innej
perspektywy. Ujęła mnie tą szczerością i bezpretensjonalnością.
I rzeczywiście jest trochę tak,
że jak ktoś już się wcześniej o Szwecji i Szwedach trochę naczytał, to
specjalnie zaskoczony treścią nie będzie, bo Natalia Kołaczek prowadzi nas
standardami – czyli jacy są Szwedzi naprawdę, a jakie łatki i stereotypy my im
przypinamy, jak spędzają wolny czas, jak obchodzą święta. Jest też trochę o ich
kuchni, obyczajach, kulturze spożywania alkoholu i wielu innych ciekawostkach.
Niby nic nowego, a jednak Natalii Kołaczek udało się przemycić trochę treści, o
których wcześniej nie słyszałam – o podejściu Szwedów do segregacji odpadów i
wynikających z tego problemów, o przedszkolu, w którym dzieci wychowuje się bez
podziału na płeć, czy o wynalazkach, których autorami byli Szwedzi, o ich myśli
technologicznej i o tym, ile pieniędzy z budżetu Państwa przeznacza się na
działania badawczo-rozwojowe. Ciekawy był też rozdział o absurdach prawnych i
te fragmenty, w których autorka pisze o tym, jak zmienia się język szwedzki pod
wpływem aktualnych wydarzeń. To wszystko utrzymane w tonie raczej lekkim,
zabawnym, pełnym humoru i anegdotek.
Choć książka utrzymana jest
raczej w tonacji zachwytu nad Szwecją i pokazania jej jako jednego z
najszczęśliwszych krajów, autorka nie jest bezkrytyczna. Dostrzega także te
słabsze strony – wynikające, czy to z prawa, czy podejścia Szwedów do życia,
ale raczej nie wspomina o nich szeroko, nie analizuje; napomyka, ale raczej w
takim tonie, by mimo wszystko czytelnika do tego kraju nie zniechęcić.
Natalia Kołaczek pisząc o Szwecji
powołuje się trochę na różne statystyki, trochę na opowieści zasłyszane od
innych, ale opiera się też na swoich doświadczeniach, bowiem niejednokrotnie
odwiedzała Szwecję, więc tego i owego doświadczyła również na własnej skórze.
Ogólnie I cóż ze o Szwecji to bardzo sympatyczna lektura, bardzo lekko,
przystępnie i z humorem napisana, która od początku kojarzyła mi się z książką
Katarzyny Molędy Szwedzi. Ciepło na Północy. Obie Panie piszą w podobnym tonie, obie raczej skupiają się
bardziej na pozytywnych stronach życia w Szwecji, obie bazują na swoich
doświadczeniach. Może dlatego miałam lekkie poczucie wtórności, że coś takiego
już kiedyś czytałam? Mimo wszystko nie mogę zaprzeczyć, że I cóż że o Szwecji jest przyjemną lekturą i miłym przerywnikiem pomiędzy
książkami o nieco cięższym tematycznie kalibrze.
Zaczyna mi tylko brakować w tym
takim hurraoptymistycznym spojrzeniu na Skandynawię łyżki dziegciu. Z
przyjemnością poczytałabym coś, co trochę mit tej przeszczęśliwej Północy
odczaruje, a poza Polskim hydraulikiem Macieja
Zaremby Bielawskiego, czy pozycji z ubiegłego roku Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym Macieja Czarneckiego
nic mi na myśl nie przychodzi. Jeśli coś przeoczyłam – będę wdzięczna za
wieści. Zawsze bardziej fascynowała mnie ciemniejsza strona zagadnienia, a nie
mam wątpliwości, że tę można odnaleźć nawet w najszczęśliwszym kraju.
Właśnie wtórności się najbardziej obawiam, sięgając po kolejne okoloskandynawskie lektury. Skoro jednak mimo wszystko polecasz, to może sięgnę:) co zaś się tyczy łyżki dziegciu, zdaniem niektórych pokazuje ja film "Szwedzka teoria miłości" - to dokument i moim zdaniem akurat przewrotnie potwierdza, ze niezależność to skarb, ale wiele głosów mówi o tym, ze film pokazuje samotność Szwedow. Najlepiej sama sprawdź:)
OdpowiedzUsuńNie widziałam tego filmu, ale czytałam o nim tu: http://recenzentka.blox.pl/2017/03/Szwedzka-teoria-milosci-czyli-dziwolagi-z-Polnocy.html. Namawiała mnie też na niego koleżanka, więc - prędzej czy później pewnie się skuszę :)
UsuńJestem zafascynowana Szwecją i lubię czytać literaturę faktu, która dotyczy tego kraju. Chętnie zapoznam się z tą propozycją tym bardziej, że "Szwedzi. Ciepło na północy" wspominam bardzo dobrze. Co do ciemnej strony zagadnienia - w kwestii książek nie pomogę, ale polecam film "Obce niebo". Na mnie zrobił duże wrażenie.
OdpowiedzUsuńA coś nawet kojarzę, że polecałaś wcześniej, przy jakimś innym wpisie, ale jeszcze nie miałam okazji obejrzeć.
OdpowiedzUsuń