31 października 2016

Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym - Maciej Czarnecki

Barnevernet – nazwa tej instytucji budzi popłoch i przerażenie wśród emigrantów z Europy Wschodniej mieszkających w Norwegii. Barnevernet odbiera przecież dzieci i rozbija rodziny nawet za drobne przewinienie. Z tym, że Norwegia rządzi się swoimi prawami i to, co drobnym przewinieniem nazwiemy w Polsce, w Norwegii już za takie "drobne" nie uchodzi.


Jak to rzeczywiście jest z Barnevernetem – na jakich zasadach działa, jakimi kieruje się przesłankami i czy rzeczywiście jest takim złem wcielonym? To sprawdza reporter Maciej Czarnecki. A obraz, jaki odmalowuje w swoim reportażu, wcale nie jest taki czarno-biały, jak może się nam na początku wydawać.

Reportaż Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym otwiera historia Kasi i Sebastiana, którym Barnevernet odbiera dwoje dzieci. Powód – zadrapanie na czole dziewczynki i jej wyznanie, że jest bita. Nim sprawę uda się wyjaśnić i sprawdzić, jak sytuacja wygląda naprawdę, Barnevernet zapobiegawczo umieszcza dzieci w rodzinie zastępczej. Czy słusznie? Na szczęście dla Kasi i Sebastiana, okazuje się, że nie. Wyczulony, a może przeczulony, na punkcie dobra dzieci Barnevernet w tym przypadku akurat zadziałał za szybko i zbyt pochopnie.

Historia Kasi i Sebastiana może czytelnika wprowadzić w błąd. Może nam się od początku wydawać, że z takim zamiarem – wypunktowania wszystkich pomyłek norweskiej instytucji – Maciej Czarnecki zabrał się za swoją książkę. Tymczasem szybko okazuje się, że autor napisał bardzo wyważony reportaż, którego celem jest pokazanie jak najbardziej obiektywnej prawdy. Bez ocen, bez stawiania tez i bez wybielania jednej, czy drugiej strony. Autor oddaje głos nie tylko rodzicom, którzy zetknęli się z Barnevernetem, oddaje też głos pracownikom tej instytucji, różnym ekspertom, sięga także po dane, które nadają reportażowi szerszy kontekst. Zebrane w reportażu historie są bardzo różnorodne – raz stawiają Barnevernet w gorszym świetle, raz rodziców, innym razem trudno ocenić, kto właściwie popełnił błąd i czy podjęte działania były słuszne. Wszystkie te historie służą jednak temu, by czytelnik otrzymał jak najpełniejszy ogląd sytuacji i sam wyrobił sobie na ten temat opinię, ponieważ autor nie sugeruje żadnej słusznej odpowiedzi.

Obiektywizm tej książki umacnia jeszcze język, jakim została napisana. Autor pisze w sposób bardzo wyważony, neutralnym językiem, pozbawionym zbędnych ozdobników, które mogłyby w czytelniku wywołać określone emocje. Co więcej – w dążeniu do obiektywizmu autor postanowił pisać o Barnevernecie w rodzaju męskim, a nie nijakim, choć takiej właśnie w swoich relacjach używają rodzice.

Dzieci Norwegii mają jeszcze jedną zaletę. W mojej opinii to doskonały poradnik o tym, co powinieneś wiedzieć, zanim zdecydujesz się na emigrację. Maciejowi Czarneckiemu udało się bowiem przy okazji odmalować portret Norwegów, pokazać ich mentalność i podkreślić różnice między Norwegami a Polakami, które nie tylko dotyczą metod wychowywania dzieci, ale także spojrzenia na świat. Zanim więc spakujesz plecak i ruszysz na podbój świata, by tam  - w jednej z krain mlekiem i miodem płynących – budować od zera swoją nową, lepszą rzeczywistość, przeczytaj Dzieci Norwegii i zastanów się, czy to ma sens.

Nie jest to może książka, która jakoś wybitnie mną wstrząsnęła i chyba nawet autor nie miał tego na celu. Niemniej uważam, że to naprawdę przyzwoita, dobrze napisana i wciągająca lektura, którą warto przeczytać, by wyrobić sobie swoje własne zdanie i poszerzyć horyzonty.

P.S. Dla uzupełnienia lektury o tym, gdzie wyjechać i czy na pewno warto, przeczytajcie sobie jeszcze Angoli Ewy Winnickiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz