29 marca 2017

W kraju Putina. Życie w prawdziwej Rosji - Anne Garrels

Czego można się spodziewać po książce, w której na 331 stronach poruszono aż osiemnaście zagadnień? Raczej nie cudów.


Tych też nie oczekiwałam, ale spodziewałam się po książce Anne Garrels czegoś więcej, niż tylko ślizgania się po tematach i zaledwie sygnalizowania problemów. Tym bardziej, że autorka, jako korespondentka amerykańskiego radia, spędziła w tym kraju niemal czterdzieści lat, wiele widziała, obserwowała zachodzące w Rosji przemiany i na pewno ma znacznie więcej do powiedzenia. Tymczasem serwuje nam książkę, która przypomina coś na kształt kompendium wiedzy dla początkujących - taką „Rosję w pigułce” – czyli w sumie książkę, w której znajdziemy po trochu wszystkiego, ale bez wchodzenia w szczegóły.  

Anne Garrels pisze o życiu przeciętnej rosyjskiej rodziny, o jej problemach mieszkaniowych, tych związanych z pracą, a także rozpaczliwych próbach związania końca z końcem. Pisze także o lekarzach, ich pracy, niskich zarobkach, brakach sprzętowych w szpitalach i zacofaniu rosyjskiej medycyny na tle tej zachodniej. Podejmuje temat narkomanów, metod walki z uzależnieniem, pierwszych zarażonych wirusem HIV w Rosji. Znajdziemy też w jej książce rozdziały poświęcone niewesołemu życiu tamtejszych homoseksualistów, obrońcom praw człowieka i ich walce z wiatrakami, czy nawet realizowanych w tym kraju programach nuklearnych. Do tego wszystkiego garść polityki, nieco odniesień i porównań Rosji z Zachodem, jej wewnętrznych problemów oraz szybciutka analiza poparcia ludności rosyjskiej dla Putina i jego działań. To wszystko oczywiście z perspektywy Rosji prowincjonalnej, tej „prawdziwej”,  bo „prawdziwe” życie Rosjan toczy się przecież nie w Moskwie, a poza nią.  

Każdemu z tych tematów przypada po kilka, może kilkanaście stron w książce – to trochę mało, żeby tak na serio wejść w temat, przeanalizować go i przyjrzeć mu się uważniej. Wolałabym, żeby tych rozdziałów było o połowę mniej, ale za to żeby były solidniej potraktowane. Tymczasem autorka rozmienia się za bardzo na drobne, co powoduje, że książka jest nieco za bardzo powierzchowna i dotyka tylko tego, co znajduje się tuż pod powierzchnią, bez drążenia tematu bardziej. Dobrym przykładem tego, o czym piszę, jest rozdział „Nuklearny koszmar”, w którym Anne Garrels powołuje się kilkukrotnie na książkę innej amerykańskiej autorki - Kate Brown Plutopia. Kate Brown poświęca nuklearnemu wyścigowi Rosji ze Stanami Zjednoczonymi i jego konsekwencjom ponad 600 stron – całą książkę! A Anne Garrels stron zaledwie kilka. O czymś to chyba świadczy.

Niekoniecznie też jestem przekonana o słuszności podtytułu – na co również zwróciła uwagę moja koleżanka, rodowita Rosjanka. Bo jak stwierdzić, która Rosja jest „prawdziwa” – ta prowincjonalna, czy wielkomiejska? Ta, w której popiera się Putina, czy ta, w której się przeciw niemu protestuje? Ta, w której bieda aż piszczy, czy ta, która pławi się w luksusach? Każda z tych Rosji jest prawdziwa, tylko perspektywy i problemy są różne.

Przyznam natomiast, że W kraju Putina jest bardzo przystępnie i lekko napisane, czyta się tę książkę bardzo szybko i bez większego wysiłku. Wysoki poziom ogólności podejmowanych tematów również sprawia, że lektura nie przysporzy większych trudności i trafi niemal do każdego. Czy są to jednak rzeczywiście zalety? Mam wątpliwości.

Niestety nie trafiła do mnie ta książka w żaden sposób. Żadnym z tematów autorka mnie bardziej nie zainteresowała, nie wywołała we mnie też absolutnie żadnych emocji. W tej swojej ogólności książka jest poprawna, ale przy tym niczym się nie wyróżniająca. Za tydzień prawdopodobnie już nie będę pamiętać, że ją czytałam, a jeśli ktoś zapyta – jaką książkę polecę o Rosji? To na pewno nie tę.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz