14 stycznia 2017

Dobranoc, Auschwitz. Reportaż o byłych więźniach - Aleksandra Wójcik, Maciej Zdziarski

Jak pisać o tych, którzy przeżyli Auschwitz, ocaleli, cudem uniknęli śmierci? Z pozycji na baczność, jak o bohaterach bez skazy? A może nieco bardziej po ludzku? Wciąż z szacunkiem, ale dostrzegając w nich pełnowymiarowego człowieka. Z rysami na wizerunku i zwykłymi ludzkimi słabościami. Autorzy Dobranoc, Auschwitz  Aleksandra Wójcik i Maciej Zdziarski wybrali ten drugi sposób i stworzyli pięć poruszających portretów.


Józef Paczyński - więzień z pierwszego transportu, numer 121, fryzjer komendanta Rudolfa Hössa. Marceli vel Marek Godlewski - żołnierz Kedywu i kawalarz, który trochę przypadkiem trafia do obozu i przy pierwszej okazji z niego ucieka. Lidia Maksymowicz - ta najmłodsza, do Auschwitz trafia jako trzyletnia dziewczynka. Karol Tendera – jak sam mówi, do obozu trafia przez głupotę, tu zarażają go tyfusem, do końca będzie toczył walkę z niesłusznie używanym zwrotem „polskie obozy śmierci”. I Stefan Lipniak – ten najbardziej milczący z całej piątki, niechętnie występujący publicznie, swoją historię zawiera w jednym zdaniu: „Czterdzieści cztery miesiące za drutami”. To oni są bohaterami tej książki.

Losy tej piątki poznamy bardzo dokładnie. Dowiemy się, kim byli zanim trafili do obozu i jak to się stało, że znaleźli się w takim miejscu. Zobaczymy ich w tym najtrudniejszym momencie życia, który przeżyli, choć szanse na to mieli praktycznie zerowe. A potem zobaczymy, jak będą układać sobie życie już „po”. Jak będą próbować posklejać je na nowo, nadrobić stracone lata, uczyć się żyć z obozową traumą, która zostanie z nimi na zawsze, do ostatnich chwil. Do końca też swoich dni będą dawać świadectwo tego, co przeżyli, mówić o tym momencie historii, którego niektórzy nie chcieliby pamiętać. Niektórzy z nich będą też do końca walczyć o prawdę, walczyć z tym, by nieopatrznym słowem nie zakłamywać historii.

Autorom tej książki udało się stworzyć naprawdę sugestywne i poruszające portrety. Portrety bohaterów, którzy przeszli przez najgorsze w Auschwitz i jednocześnie ludzi, którym na starość przyszło się zmierzyć z własnymi słabościami – starością, chorobami, brakiem sił, rzeczywistością, za którą coraz mniej nadążają i ludźmi, dla których Auschwitz to odległa historia. Pokazując ich w tych zwykłych, ludzkich sytuacjach, autorzy nie odzierają ich z szacunku, nie umniejszają ich bohaterstwa. Wręcz przeciwnie, tworzą ich obraz bardziej ludzki, zwykły, ciepły; to powoduje, że stają się czytelnikowi bliżsi. To nie jest książka, która epatuje mocnymi opisami. Wręcz przeciwnie – to wzruszająca opowieść o ludziach, którzy w życiu przeszli przez prawdziwe piekło, a mimo to przetrwali.

Jest jeszcze szósty bohater tej książki – Alicja Klich-Rączka. Lekarka, która kieruje przychodnią i sprawuję opiekę nad swoimi podopiecznymi. Jest ich aniołem stróżem, przyjaciółką, bliską osobą, do której można zadzwonić po pomoc. Organizuje byłym więźniom Auschwitz wigilie, wspólne wyjazdy, jest przy nich niemal stale obecna. I obserwuje, jak powoli i niezauważenie odchodzą, a coroczne wigilie odbywają się w coraz węższym kręgu. Bez niej nie byłoby tej książki.

Nie byłoby jej także bez dwójki autorów, którzy mieli być nieobecni w tej historii, ale to się nie udało. W Postscriptum, ostatnim rozdziale tej książki, odsłaniają kulisy swojej pracy. Opowiadają o tym, od czego się to wszystko zaczęło, dlaczego postanowili zabrać się za taki temat i jaki cel im przyświecał: Chcemy pokazać skomplikowane życie bohaterów, a zarazem oddać cześć każdemu z nich.  Opowiadają o tym, jak wyglądały spotkania z poszczególnymi osobami i zdradzają, jak wiele emocji kosztowała ich praca nad tą książką, jak bardzo się w nią zaangażowali. Jak stała się ona książką osobistą i jak bardzo dotykały ich kolejne pożegnania. Niektórych bohaterów tej książki już nie ma, pożegnali się ze światem i z tym, co na tym świecie przeszli. Dobranoc, Auschwitz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz