Jeden moment i życie zmienia się
nieodwracalnie. Ciąg nieprzemyślanych decyzji i przypadkowe sploty okoliczności
wywołują lawinę konsekwencji. A wszystko mogłoby pójść inaczej, gdyby pijany
kierowca nie wsiadł do samochodu, gdyby pewien chłopak nie zasiedział się u
swojej dziewczyny, gdyby ten pierwszy nie uciekł z miejsca wypadku i gdyby ktoś
tego wszystkiego nie widział. Wszystko byłoby inaczej.
Ale pech chciał, że zdarzyło się
właśnie tak. W wyniku wypadku życie kierowcy diametralnie się zmienia, a on musi
podejmować coraz bardziej desperackie decyzje. Jedna z nich stawia komisarza
Reinharta i jego ekipę w stanie pełnej gotowości.
A jeśli znów skupimy się na wątku
kryminalnym, to bardzo poprawnie, ale jak dla mnie bez większego szału. Już na
dzień dobry wiemy, kto jest mordercą i tylko obserwujemy jego kolejne
poczynania, kolejne etapy pogrążania się w już i tak zapętlonej sytuacji,
stopniowe przechodzenie na ciemną stronę. Jesteśmy też świadkami mozolnej pracy
policji, usilnych prób powiązania ze sobą faktów, złożenia kawałków w całość i schwytania
sprawcy, zanim będzie za późno. Nie ma się czym zachwycać, ale też nie bardzo
jest się do czego przyczepić.
W wielu opiniach, które gdzieś
tam przeczytałam w sieci, Karambol jest
najlepszą ze wszystkich części, które ukazały się w tej serii. Nie zgodzę się. Karambol jest dobry, poprawny,
trzymający w napięciu i całkiem ciekawy, ale najlepsza jak dla mnie była Sprawa Münstera – mocny temat,
zaskakujące zakończenie, czego chcieć więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz