Im dalej w las, tym mniej Van
Veeterena. Jego postać staje się coraz bardziej odległa, rozmyta i wirtualna, i
coraz mniej mi się to podoba. W Sprawie
Ewy Moreno komisarz, któremu teoretycznie poświęcony jest ten cykl, gra tu
rolę nawet nie drugoplanową, ale siódmoplanową. W zasadzie to nie ma go tu
wcale.
W części ósmej pierwsze skrzypce
gra Ewa Moreno, inspektor policji kryminalnej, którą znamy już z poprzednich
części. Właściwie to jest na urlopie, który spędza ze swoim chłopakiem?partnerem?facetem? (to
określenie dokładnie w takiej formie będzie pojawiać się w tej części dość
często, także się przyzwyczajajcie), ale trochę przez przypadek, a trochę na
własne życzenie angażuje się w pewną sprawę. Znika Mikaela, dziewczyna którą
Ewa Moreno poznaje w pociągu. Osiemnastolatka jedzie po raz pierwszy spotkać
się ze swoim ojcem, który przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Odwiedza go i
znika bez śladu. Inspektor Moreno zamiast rozkoszować się urlopem, angażuje się
w dochodzenie. Razem z miejscowymi policjantami rozwiązuje zagadkę, której
korzenie sięgają szesnaście lat wstecz.
Nie przekonuje mnie inspektor
Moreno w roli pierwszoplanowej. Nie interesują mnie również jej rozterki
sercowe, problemy w związku i rozważania nad samotnym życiem, a te niestety
trochę zdominowały zasadniczą treść. W końcu to kryminał, a nie romansidło,
więc jakieś proporcje powinny tu być. Nessera widać poniosło i zrobił tym
bohaterce krzywdę, bo o ile w poprzednich częściach dawała radę i budziła
raczej pozytywne uczucia, to tu zaczyna delikatnie drażnić i irytować. Na
szczęście nie tak bardzo jak postać stworzona przez Lizę Marklund – Annika
Bengzton – która swoich rozchwianiem emocjonalnym i darem pakowania się w
kłopoty doprowadziła mnie do szału, a w konsekwencji do porzucenia serii, ale
generalnie Nesser nie udźwignął tematu.
Wątek kryminalny na początku
mocno intrygował - ciekawe wprowadzenie, podsycanie ciekawości poprzez
dawkowanie informacji, nieco kontrowersyjny i budzący emocje temat. Niby
pięknie, ładnie, ale potem jakoś siadło, że o zakończeniu nie wspomnę. Nie
takiego finału oczekiwałam. Liczyłam na mocny koniec i ostateczne rozwiązanie tematu,
a skończyło się to wszystko jakoś tak bez jaj. Nie do końca też rozumiem
poboczny wątek, wpleciony tak jakoś przy okazji, a dotyczący pedofilii i
bezpośrednio uderzający w policyjnych kolegów Moreno (zwłaszcza jednego). Być
może miał podnieść temperaturę i zaostrzyć ciekawość, ale jakoś miałam
wrażenie, że jest trochę na siłę.
Paradoksalnie, choć przecież
narzekam, przeczytałam tę część w jeden dzień. Pewnie tylko ze względu na
fatalną, szarą i deszczową pogodę, która tylko do czytania nastrajała. Lubię
Nessera, mam do niego słabość i daję mu spory kredyt zaufania. Nie wyszła mu ta
część, choć jak zwykle przemycił w niej kilka refleksji nad światem (i nie mam
tu na myśli świata wewnętrznego Ewy Moreno). Po cichu liczę, że w ostatnich
dwóch częściach Van Veeteren powróci, przejmie dowodzenie i nada lekturze
blasku swoją osobowością. Sprawa Ewy
Moreno nie jest dramatycznie zła, ale na tle poprzednich wypada słabo. Może
to kwestia gustu, a może kwestia tego, że jakoś nie mam serca do kobiecych
bohaterek. Panie Nesserze, no nie zagrało…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz