Rąbnęłam się. Zamiast po część
piątą, od razu sięgnęłam po szóstą – no i całą chronologię szlag trafił. Nie
zmienia to jednak faktu, że jak zwykle przy Nesserze – bawiłam się świetnie.
Nesser sięga w tej części po
gruby kaliber i plącze wątki tak, że nawet jak już się Wam wydaje, że jesteście
blisko rozwiązania zagadki – to tylko się Wam tak wydaje. Zaskoczenie jest
podwójne – ze względu na temat, który tym razem poruszył autor i na finał,
którego oczywiście nie zamierzam Wam zdradzić.
Zresztą, jeśli chodzi o fabułę,
to w ogóle zdradzę bardzo niewiele. Zaczyna się banalnie. I w zasadzie nic nie
zapowiada silnego trzęsienia ziemi – a jednak. Czworo mocno już wiekowych
przyjaciół świętuje w knajpie wygraną w lotto. Jeszcze tej samej nocy jeden z
nich zostaje zabity. A w zasadzie zadźgany we własnym łóżku. Kiedy kolejny z
czwórki przepada bez śladu…wiedzcie, że coś jest na rzeczy.
Co nowego w szóstej części? Van
Veeteren schodzi na drugi plan, a stery przejmuje inspektor Münster – co
zresztą dość wyraźnie sugeruje tytuł. Komisarz Van Veeteren na zasłużonym
urlopie czerpie z życia garściami, jednak pojawia się we właściwym, w
zasadniczo już krytycznym momencie. W Sprawie
Münstera Nesser odchodzi też od zabawy chronologią, nie miesza wątków w
czasie. Wszystko się dzieje tu i teraz, choć – jak zwykle – sprawa ma swoje
korzenie w głębokiej przeszłości.
Nesser jest w świetnej formie i
choć szósta część może wydawać się nieco przydługawa, nieco nudnawa i stojąca w
miejscu, to uwierzcie, że jak już ruszy z kopyta, to zrobi się bardzo ciekawie.
Mnie pochłonęła bardzo, bo chyba przez skórę czułam, że autor celowo tak zwleka
i na koniec szykuje ciężkie działo. I tak właśnie robi - na marginesie - w swoim
niepowtarzalnym stylu. Uderzy mocno, a potem pozostawi z myślami. Bo jak zwykle
nie obejdzie się u Nessera bez chwili zadumy i refleksji.
Jak to u niego bywa, nic tu nie
jest do końca takie, jak się wydaje. Pod pozorem normalności kryją się gorzkie
tajemnice i rzeczy na co dzień głęboko schowane. A wystarczy tylko lekko
uchylić zasłony i już gotowa tragedia w pięciu aktach. Role się odwracają, a każdy ma to, na co zasłużył. Brawo Panie Nesser,
jest bardziej niż świetnie! Czytajcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz