Jestem „słoikiem” z ponad
trzynastoletnim stażem, kiedy więc na rynku pojawiła się ta książka, bardzo
chciałam się dowiedzieć, jakie doświadczenia mają inne „słoiki”. Nie wiem, na
co liczyłam, bo tytuł książki Zaduch.
Reportaże o obcości jest aż nadto wymowny. Nie sądziłam jednak, że aż tyle
będzie w tej garstce reportaży rozczarowań i goryczy.
Zaduch. Reportaże o obcości to szesnaście historii młodych, trzydziestoparoletnich
ludzi, którzy przybyli do Warszawy z małych miast i miasteczek z nadzieją, że
tu znajdą lepsze miejsce do życia, lepszą pracę, lepsze wykształcenie, więcej
wolności, możliwości i swobody. Przyjechali tu z bagażem marzeń…i pakietem
kompleksów. O swoich doświadczeniach w nowej rzeczywistości opowiadają Marcie
Szarejko. Trochę gorzkie są to wyznania; pełno w nich poczucia rozdarcia - już
nie stamtąd, a jeszcze (i pewnie nigdy) nie stąd. Wstydu – bo z uboższej,
niewykształconej rodziny, z miejscowości, która niewiele miała do zaoferowania.
Poczucia niższości – bo przecież już na starcie są gorsi, inni, odróżniający
się zachowaniem, strojem, językiem, upodobaniami, a może nawet i węższym horyzontem.
Poczucia, że choć tyle wysiłku i pracy włożyli w swe życie, to coś tam jednak
po drodze nie wyszło. Nowe „ja” w kontrze pozostaje z wartościami wyniesionymi
z domu.
Wiem, że szesnaście historii to
tylko wycinek bardzo małej, wąskiej rzeczywistości, ale to, co mi najmocniej
przeszkadzało w lekturze, to fakt, że uderzały one w jeden, podobny ton. Autorka
skupia się na tych negatywnych aspektach. Zwyczajnie zabrakło mi w tym
równowagi. Jakiegoś pozytywnego doświadczenia, odcinającego się na tym szarym,
dusznym tle. Nie wszyscy, jak rozmówcy reporterki, czują tak samo. Dlaczego w
książce zabrakło tych, którym z odnalezieniem się w nowych realiach poszło
lepiej?
To nie tak, że nie zgadzam się z
tym, co opisała autorka. Sama pod niektórymi wyznaniami podpisałabym się obiema
rękami – poczucie wyobcowania, wyrwanie z korzeniami, trudniejszy start i to
wiecznie porównywanie się z urodzonymi i wychowanymi w Warszawie, to poczucie
pewnego braku. Z drugiej jednak strony obce mi jest poczucie wstydu, że z małej
miejscowości, że rodzice nie inżynierowie (względnie profesorowie lub
cokolwiek), że w domu było tak, a nie inaczej. Pewne stwierdzenia, aż mnie
raziły swoimi uproszczeniami – nikt w Warszawie nie zna swoich sąsiadów,
Warszawiakom wszystko przychodzi łatwiej i wszystko mają lub mieli na
wyciągniecie ręki.
Nie wiem, dlaczego taki klucz
wybrała sobie autorka, ale jak dla mnie Zaduch
jest zbyt jednostronny. Autorka wybrała sobie rozmówców pod z góry ustaloną
tezę – „słoikom” jest źle i są nieszczęśliwe. No nie do końca to jest tak i
mówię to z własnego doświadczenia. Dwie, trzy pozytywne historie dodały by tu
równowagi, rozrzedziły gęstniejący ze strony na stronę zaduch. Mi, „słoikowi”,
średnio się podobało.
Nie do końca rozumiem też, do
kogo adresowana jest ta książka. Do „słoików”, żeby porównały sobie swoje doświadczenia?
Czy do Warszawiaków, by na „słoiczą” masę spojrzeli nieco bardziej przychylnym
okiem? Nie rozumiem założenia tej książki, a po jej przeczytaniu zrobiło mi się
nieco smutno. Czy my sami – te nieszczęsne „słoiki” – naprawdę nie mamy nic
pozytywnego do opowiedzenia? Bo gdyby mnie autorka zapytała, jak mi się w
stolicy żyje, to – choć nie było łatwo – coś pozytywnego jednak by się
znalazło.
Plus za intrygujące tytuły tych szesnastu
historii. Gdyby nie one, pewnie ciekawość nie zaprowadziłaby mnie do końca. Książka
w zasadzie nie wiem dla kogo. Chyba dla mocno ciekawych. Dla mnie –
rozczarowanie.
Nic dodać, nic ująć! Z mojej perspektywy (też już naście lat), wygląda to tak samo. Najbardziej uderzyło mnie, że większość tych historii jest okropnie smutna. Chyba jakoś inaczej do swojego słoikowania podchodzę :)
OdpowiedzUsuńWiadomo, że nie jest łatwo, zwłaszcza na początku, ale właśnie - wszystkie te historie były tak smutne, że się czytać odechciewało. A już najbardziej drażniły mnie te teksty - wstydzę się tego, skąd pochodzę, wstydzę się niewykształconych rodziców, wstydzę się zaprosić znajomych do rodzinnego domu. Matko, smutne życie mają Ci ludzie. Ekruda, teraz czekam na Twoją opinię :) Odgrażałaś się, że czytasz - to dawaj, pisz! :)
UsuńI przeczytałam, będę za to chwalić akcję CzytajPL, bo to dzięki nim w komunikacji miejskiej maglowałam :) Ale co ja jeszcze mogę napisać, pozostaje mi polecać Twój tekst, bo nic bym do niego nie dodała :)
UsuńA myślałam, że się pospieramy ;) (PS. Dziękuję)
UsuńNo popatrz. Byłam pozytywnie nastawiona do tej książki, ale po twojej recenzji chyba spasuję. Aktualnie nie mam ochoty na dołowanie się. Chociaż muszę przyznać, iż sam pomysł na książkę super, szkoda tylko, że wyszedł taki pesymistyczny zbiór myśli...
OdpowiedzUsuńNo szkoda, bo zdecydowanie by zyskała, gdyby choć kilka pozytywnych historii się w niej pojawiło. No ale wtedy nie mogłaby nosić tytułu "Zaduch" ;)
UsuńMnie się ta książka podobała. Lubię takie historie o szukaniu swojego miejsca, poczuciu wyobcowania, inności, samotności, niedopasowania czy wreszcie rozpaczliwego wołania o akceptację. Smutno mi się zrobiło. Szkoda ludzi, którzy nie są rozumieni ani w nowym środowisku ani w tym, z którego pochodzą.
OdpowiedzUsuńOwszem, może się zrobić smutno, ale ta książka jest zbyt jednostronna. Można w każdej z tych historii odnaleźć cząstkę siebie, ale życie - nawet tych nieszczęsnych słoików - bywa też radosne. Tu mi tego zabrakło. Zbyt wybiórczo i jednostronnie pokazana rzeczywistość, która w całości może się mijać z prawdą.
Usuń