Nie mam ostatnio szczęścia do
lektur. Za co się nie wezmę – marudzę. Przy Tove Alsterdal też będę. Niby Kobiety na plaży czytało się szybko,
niby temat fajny, a mimo to – czegoś mi tu zabrakło.
Terese raczej nie o takich
wakacyjnych wrażeniach marzyła, kiedy znalazła na plaży ciało czarnoskórego
mężczyzny. Mary nie chciała zostać nielegalną imigrantką, ale tylko ucieczka do
Europy daje jej rodzinie szanse na lepsze życie. Ally nie planowała podróży do
Paryża i poszukiwań swojego zaginionego męża. Ale los tak chciał. Zadrwił i
poprzecinał ich ścieżki, choć każda z tych trzech kobiet pochodzi z innej
części globu. Te trzy wątki i z pozoru oddzielne historie splatają się i
uzupełniają nawzajem, mając za tło problem współczesnego niewolnictwa, przemyt
uchodźców i nielegalnej imigracji.
Mocny temat wybrała sobie Tove
Alsterdal na swoją debiutancką powieść. Mocny i jakże aktualny. W Kobietach na plaży autorka dokładnie
opisuje zasady funkcjonowania tego świetnie prosperującego w dzisiejszych
czasach interesu. Kto za tym stoi, jak to się odbywa, jaki los czeka tych,
którzy w nadziei na lepsze jutro opuszczają własny kraj – to wszystko
znajdziemy w powieści Alsterdal. Autorka zabiera nas w świat brutalny, ciemny,
dyszący strachem i pełen przemocy. W świat, gdzie nie liczy się człowiek, tylko
pieniądz. W świat, którego istnienie wygodniej jest ignorować i przymykać oczy
na problem. I to jest ta najlepsza część książki.
Równie dobra jest konstrukcja
powieści. Trzy narratorki, trzy różne spojrzenia na świat, trzy różne wycinki
rzeczywistości i jedna wyłaniająca się z tego historia. Ta fagmentaryczność i
zmieniająca się perspektywa pobudzają ciekawość i nadają tempa całości.
Zabrałam się za Kobiety na plaży z dużym entuzjazmem i
nawet dałam się wciągnąć historii, jednak z czasem stopniowo traciłam nią
zainteresowanie. W czym rzecz? A w tym, że o ile temat wybrała sobie autorka
interesujący, o tyle nie poradziła sobie już z wykreowaniem postaci. Wszystkie
trzy panie wypadły trochę blado i nieprzekonująco, a główna bohaterka
zwyczajnie irytowała swoją postawą i naiwnością. Nawet jej proces przemiany z
wycofanej myszki w walczącą o siebie i swoją rodzinę pewną siebie kobietę
wypadł trochę słabo.
Jeśli zestawimy to wszystko do
kupy to otrzymamy całkiem poprawną, ale nie porywająca całość – trochę
kryminału, trochę sensacji, trochę problemów współczesnego świata. Takie tam
lekkie czytadło na kilka wieczorów z ważnym tematem w tle, ale nieco kulejącą
akcją i płytkimi postaciami. Nic co by jakoś na dłużej mnie przy autorce
zatrzymało. Nie przekonała mnie. Przeczytałam, odłożyłam i pewnie niedługo o
tej książce zapomnę.
A jeśli ktoś poczuł niedosyt i
ma ochotę na kontynuację tematu nielegalnej imigracji i uchodźców, to odsyłam
do książki Stafano Liberti Na południe od Lampedusy. Podróże rozpaczy.
Szkoda, że nie zapada w pamięć, ale w sumie takie książki napisane lekkim językiem też są potrzebne - akurat na lekki wieczór ;)
OdpowiedzUsuńBookeaterreality