Nie oczekiwałam za wiele po Czerwonym gardle, a tu proszę – taka niespodzianka!
Miło się obserwuje, jak z książki
na książkę autor się rozwija, pisze coraz lepiej i coraz lepiej radzi sobie z
konstrukcją powieści. Nawet główny bohater nabiera konkretnych kształtów, staje
się coraz bardziej wiarygodny i przestaje irytować swoim – momentami –
irracjonalnym i głupim zachowaniem. Brawa, naprawdę jestem pod wrażeniem.
Czerwone gardło zabiera nas w środowisko neonazistów i tych, którzy
chcą się rozliczyć z demonami czasów II wojny światowej. Wszystko się zaczyna
od snajperskiego karabinu przemyconego na teren Norwegii, na którego ślad wpada
dobrze nam już znany z poprzednich części Harry Hole. Już przez skórę czuje, że
kroi się jakaś większa sprawa, może nawet zamach. Niestety, ma rację. Równolegle
toczą się również inne wątki, mniej lub bardziej powiązane ze śledztwem, które
sprawiają, że całość nabiera rumieńców, a od Czerwonego gardła wprost nie można się oderwać.
W tej części Jo Nesbo splata ze
sobą dwie dziejące się na różnych płaszczyznach czasowych historie i robi to
naprawdę zgrabnie. Udało mu się zachować równowagę pomiędzy tym, co dzieje się
tu i teraz, a tym, co działo się kilkanaście lat temu. Autor uniknął tym razem
przegadania, sensownie dawkuje informacje, buduje napięcie i powoli, acz
skutecznie, prowadzi oba wątki do logicznego, nie pozbawionego jednak elementu
zaskoczenia, rozwiązania.
Akcja zawiła, ale nieprzekombinowana.
Mimo, że sporo postaci, zarówno drugo jak i pierwszoplanowych, sporo zwrotów,
sporo emocji, to gdzieś w tym wszystkim udało się Nesbo zachować wiarygodność. W
zasadzie jestem w stanie uwierzyć, że opisana w książce historia mogła wydarzyć
się naprawdę. W porównaniu z dwoma pierwszymi częściami, w których autor
delikatnie popłynął z fabułą i dał się ponieść fantazji, tu naprawdę było
dobrze - logicznie, sensownie, składnie. Wszystko na swoim miejscu.
Duży plus za kierunek, który
obrał autor przy kreowaniu postaci Harrego Hole. Wciąż mamy do czynienia z
typem ze sporymi problemami, nie pozbawionym wad, uparcie dążącym do
postawionego sobie celu, ale przy okazji tego wszystkiego stał się bardziej
wiarygodny, mniej irytujący. Z na siłę wykreowanego jako czarna owca w
policyjnym stadzie, z papierowego i sztampowego, przeistacza się w całkiem
intrygującego i sensownego człowieka, który ze strony na stronę budzi sympatię.
Tak, polubiłam Harrego, nie będę się wypierać, całkiem do rzeczy z niego gość.
No, cóż – nie ma się czego
czepiać. Jest dobrze, jest coraz lepiej, jest naprawdę całkiem fajnie. Wszystkim
fanom norweskiego pisarza, którym mogłam się narazić wcześniej, chciałabym
powiedzieć jedno – dołączam się do zachwytów i przechodzę na Waszą stronę. Naprawdę
porządne, pozytywne zaskoczenie. Ciąg dalszy nastąpi, a ja już nie mogę się doczekać.
Seria z komisarzem Harrym H. jeszcze ciągle przede mną :)
OdpowiedzUsuńJak masz ochotę zacząć, to zrób to właśnie od tej części :) Poprzednie słabiutko...
UsuńJa zaczynam mieć dość kryminałów z poplątanym życiowo policjantem w roli głównej.
OdpowiedzUsuńA na której jesteś części, że Cię tak zmęczyło? :)
Usuń