18 lutego 2015

Czerwone gardło - Jo Nesbo

Nie oczekiwałam za wiele po Czerwonym gardle, a tu proszę – taka niespodzianka!


Miło się obserwuje, jak z książki na książkę autor się rozwija, pisze coraz lepiej i coraz lepiej radzi sobie z konstrukcją powieści. Nawet główny bohater nabiera konkretnych kształtów, staje się coraz bardziej wiarygodny i przestaje irytować swoim – momentami – irracjonalnym i głupim zachowaniem. Brawa, naprawdę jestem pod wrażeniem.


Czerwone gardło zabiera nas w środowisko neonazistów i tych, którzy chcą się rozliczyć z demonami czasów II wojny światowej. Wszystko się zaczyna od snajperskiego karabinu przemyconego na teren Norwegii, na którego ślad wpada dobrze nam już znany z poprzednich części Harry Hole. Już przez skórę czuje, że kroi się jakaś większa sprawa, może nawet zamach. Niestety, ma rację. Równolegle toczą się również inne wątki, mniej lub bardziej powiązane ze śledztwem, które sprawiają, że całość nabiera rumieńców, a od Czerwonego gardła wprost nie można się oderwać.

W tej części Jo Nesbo splata ze sobą dwie dziejące się na różnych płaszczyznach czasowych historie i robi to naprawdę zgrabnie. Udało mu się zachować równowagę pomiędzy tym, co dzieje się tu i teraz, a tym, co działo się kilkanaście lat temu. Autor uniknął tym razem przegadania, sensownie dawkuje informacje, buduje napięcie i powoli, acz skutecznie, prowadzi oba wątki do logicznego, nie pozbawionego jednak elementu zaskoczenia, rozwiązania.

Akcja zawiła, ale nieprzekombinowana. Mimo, że sporo postaci, zarówno drugo jak i pierwszoplanowych, sporo zwrotów, sporo emocji, to gdzieś w tym wszystkim udało się Nesbo zachować wiarygodność. W zasadzie jestem w stanie uwierzyć, że opisana w książce historia mogła wydarzyć się naprawdę. W porównaniu z dwoma pierwszymi częściami, w których autor delikatnie popłynął z fabułą i dał się ponieść fantazji, tu naprawdę było dobrze - logicznie, sensownie, składnie. Wszystko na swoim miejscu.

Duży plus za kierunek, który obrał autor przy kreowaniu postaci Harrego Hole. Wciąż mamy do czynienia z typem ze sporymi problemami, nie pozbawionym wad, uparcie dążącym do postawionego sobie celu, ale przy okazji tego wszystkiego stał się bardziej wiarygodny, mniej irytujący. Z na siłę wykreowanego jako czarna owca w policyjnym stadzie, z papierowego i sztampowego, przeistacza się w całkiem intrygującego i sensownego człowieka, który ze strony na stronę budzi sympatię. Tak, polubiłam Harrego, nie będę się wypierać, całkiem do rzeczy z niego gość.

No, cóż – nie ma się czego czepiać. Jest dobrze, jest coraz lepiej, jest naprawdę całkiem fajnie. Wszystkim fanom norweskiego pisarza, którym mogłam się narazić wcześniej, chciałabym powiedzieć jedno – dołączam się do zachwytów i przechodzę na Waszą stronę. Naprawdę porządne, pozytywne zaskoczenie. Ciąg dalszy nastąpi, a ja już nie mogę się doczekać.

4 komentarze:

  1. Seria z komisarzem Harrym H. jeszcze ciągle przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak masz ochotę zacząć, to zrób to właśnie od tej części :) Poprzednie słabiutko...

      Usuń
  2. Ja zaczynam mieć dość kryminałów z poplątanym życiowo policjantem w roli głównej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na której jesteś części, że Cię tak zmęczyło? :)

      Usuń