Niepokojąco, mrocznie, trochę
klaustrofobicznie – świat, w który zabrał mnie Johan Theorin, spodobał mi się
od razu.
Polana to nietypowe przedszkole.
Uczęszczają do niego dzieci, których rodzice przebywają za murami Kliniki
Świętej Patrycji – szpitala psychiatrycznego, przez miejscowych potocznie
nazywanego Świętym Psycholem. Trzymani są tu ci, którzy albo nie radzą sobie ze
światem, albo stanowią dla niego zbyt duże zagrożenie. Szpital i przedszkole łączy
podziemny tunel, którym przedszkolni opiekunowie prowadzą dzieci na spotkanie z
rodzicami. Jan Hauger rozpoczyna tu pracę. Młody wychowawca szybko zyskuje zaufanie
współpracowników i sympatię dzieci. Nikt jednak nie wie, że Jan skrywa pewną tajemnicę,
a pracę w Polanie podjął
nieprzypadkowo.
To, co od razu urzekło mnie w tej
książce to klimat, trochę podobny do tego, który w swoich książkach tworzy Yrsa
Sigurdardottir. Już od pierwszych stron czuje się, że coś wisi w powietrzu, że
coś złego się wydarzy. Ten niepokój wzrasta, choć paradoksalnie niewiele się w
tej książce dzieje. Akcja toczy się niespiesznie, powoli, w różnych przestrzeniach
czasowych i różnych miejscach. Poszczególne elementy układanki stopniową
wychodzą na jaw, a my składamy sobie całość - poznajemy przeszłość Jana, smutną
prawdę i prawdziwie motywacje.
Autor buduje napięcie na
niedopowiedzeniach, na tajemnicach, które skrywa nie tylko Jan, ale jak się
okaże również inni bohaterowie. Nikt tu nie jest jednoznaczny. Trudno określić,
co się wydarzy i kto jaką rolę w tym odegra. Każdy kieruje się przede wszystkim
własnymi interesami. Jest coś w tej
powieści ciężkiego, przytłaczającego – podziemne korytarze, ciasne przestrzenie,
zadymione, odludne bary, zimne wnętrza szpitala. Nawet dom, w który wynajmuje
Jan nie daje poczucia ciepła i bezpieczeństwa – zagracony, klaustrofobiczny, tymczasowy.
Brakuje tu azylu, miejsca, w którym można odetchnąć. Całość spowija mrok, cień,
niepokój.
Święty psychol to nie kryminał, a bardzo dobry thriller
psychologiczny. Nie, nie wymyśliłam tego sama – przeczytałam na okładce i
trudno mi się z tym nie zgodzić. Duży ciężar rozgrywającej się na naszych oczach
historii położony został właśnie na wewnętrzne życie bohaterów. To powieść o
samotności, wynikającej z obawy przed światem i młodości napiętnowanej
traumatycznymi przeżyciami. To powieść o pierwszej i jedynej miłości, którą los
wystawił na próbę. A także powieść o chęci odwetu za poniesione krzywdy, która
nie daje ukojenia.
Na koniec autor zaskakuje nie
tylko finałem, ale również przesłaniem, jak bardzo przewrotne i niesprawiedliwe
może być życie. I jak często szczęście przemyka nam tuż koło nosa.
Podobało mi się bardzo.
Podobało mi się bardzo.
Lubię, jak atmosfera jest gęsta bez zbędnych fajerwerków. Nie znam w ogóle tego autora.
OdpowiedzUsuńJa też do tej pory nie znałam, albo inaczej - ignorowałam, ale jeśli pozostałe mają podobny klimat, to biorę w ciemno :)
Usuń