23 lutego 2015

Mała zagłada - Anna Janko

Mało mnie jest w stanie ruszyć. Wstrząsnąć mną. Przerazić. A książkę Anny Janko Mała zagłada odreagowałam. Wracała w snach. I to nie były miłe obrazy.


Terenia Ferenc – ma dziewięć lat, kiedy widzi śmierć swoich rodziców. Ojciec dostaje strzał w klatkę piersiową. Matka – prosto w usta. Zabijają Niemcy, którzy 1 czerwca 1943 roku wchodzą do wsi Sochy na Zamojszczyźnie. Nie oszczędzają nikogo – ani dzieci, ani dorosłych, nawet kobiet w ciąży. Idą, palą, zabijają. Przeżyją tylko nieliczni. Wśród nich Terenia i jej młodsze rodzeństwo.


Anna Janko, autorka książki, jest dorosłą córką Tereni. Nie Teresy. Tereni – małej dziewczynki, która przez całe swoje dorosłe życie nie poradziła sobie z wojenną traumą. I przekazała ją dalej – w genach. Anna Janko lęk przed wojną wyssała z mlekiem matki, apokalipsą karmiona była od małego. 

Zabrałam ci twoją historię, mamo, twoją apokalipsę. Karmiłaś mnie nią, gdy byłam mała, szczyptą, po trochu, żeby mnie tak całkiem nie otruć. Ale się uzbierało. Mam ją we krwi. Dziesiątki lat zaciemniała mi obraz świata. Dziś może więcej jej we mnie niż w Tobie. Całe życie powstrzymywałam się od życia, bo czekałam na wojnę. Nie chcę już dłużej tak…

Mała zagłada to bardzo osobista książka. To zapis rozmów matki i córki, chociaż ta druga częściej dochodzi do głosu. Uzupełnia historie matki, dodaje nowe fakty. Często narracja zaczyna przybierać formę monologu. To rozliczenie z trudną przeszłością, to potrzeba zachowania prawdy, nawet tej najbardziej brutalnej, dla przyszłych pokoleń, ale przede wszystkim to próba uporania się z własnymi lękami – strach przed życiem, choroba sieroca, ataki paniki. To zadziwiające, jak zupełnie nieświadomie rodzice mogą wpłynąć na życie swoich dzieci, jak wojenna trauma może być dziedziczona przez osobę, która nigdy nie doświadczyła zagrożenia konfliktem.

Mała zagłada to książka trudna i wymagająca, ale przepięknie napisana. Szczera, pełna zaskakujących połączeń słownych, momentami ironiczna, bezpośrednia. Autorka nie unika brutalnych opisów, ale nimi nie epatuje. Moc tej ksiązki jest podwójna – raz, że zawarte w niej historia nie pozostawiają czytelnika obojętnym, bo jak można pozostać obojętnym na krzywdę niewinnych osób, dwa – że autorka potrafi smagnąć słowem jak pejczem. Jednym trafnym zdaniem podsumować cały rozdział.

Mała zagłada to książka uniwersalna, bo nie ogranicza się tylko do jednego wycinku rzeczywistości, nie opisuje tylko tego, co się zdarzyło w Sochach. Opowiada w ogóle o nieposkromionym żywiole, jakim jest wojna. Wojna nie umiera nigdy, nie odchodzi w zapomnienie. Zmienia tylko mundury, miejsce, czas. Za każdym razem jest równie brutalna. Za każdym razem niesie za sobą ofiary. Autorka próbuje tłumaczyć mechanizm rodzącej się w czasie wojny brutalności i zanikania ludzkich instynktów, ale ich nie usprawiedliwia. To, że Hitler miał ciężki dzieciństwo, nie oznacza, że można wybaczyć jego postępowanie.

Autorka nie rozlicza tylko ze zbrodni, ale pisze również o tych, co w tak potwornie trudnych czasach potrafili zachować ludzkie odruchy, pomagali, ratowali.

Małej zagłady nie czyta się lekko. Trzeba ją dawkować, odkładać, wracać do niej po chwili przerwy, ale jest to książka warta uwagi, wręcz lektura obowiązkowa. Przejmująca, wzruszająca, wstrząsająca. Chyba najlepsza książka, po jaką sięgnęłam w tym roku.

14 komentarzy:

  1. W sumie tak mało się mówi o Dzieciach Zamojszczyzny, że moim zdaniem to jedna z najważniejszych książek o okrucieństwie II wojny od lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy najważniejsza, ale bez wątpienia warta uwagi.

      Usuń
  2. Sama okładka chwyta mnie za serce, choć tak właściwie to nie wiem dlaczego.
    Zapraszam do mnie: http://chcecosznaczyc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spojrzenia tych dzieci chwytają za serce. Przynajmniej mnie.

      Usuń
  3. Mam tę książkę, ale z lekturą jeszcze chwilę poczekam...
    I jak nie zwracam uwagi na okładki książek, to właśnie ta ma szczególną wymowę i zwyczajnie wzrusza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj, jak zaczniesz czytać. Ja się naprawdę na wiele rzeczy uodporniłam, ale przy tej książce były momenty, kiedy ciężko mi było opanować emocje (a często czytam w komunikacji). Do tej pory tylko Aleksijewicz potrafiła mnie do takiego stanu doprowadzić, a tu proszę - niespodzianka.

      Usuń
  4. Bardzo przeżyłam książkę "Prochy Angeli" Franka McCourta, więc muszę od tych emocji odsapnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, takie książki trzeba sobie odpowiednio dawkować. A o "Prochach Angeli" nic nie słyszałam. Przeczesuję Twojego bloga pod kątem kryminałów i pewnie zignorowałam.

      Usuń
    2. Ja również jakiś czas temu czytałam "Prochy Angeli", bardzo ciekawe wspomnienia, polecam. :)

      Usuń
    3. No to skoro jest już Was dwie, to wezmę ewentualna lekturę pod rozwagę ;)

      Usuń
  5. Jedna z moich następnych książek- czeka na półce. Recenzja dodatkowo mnie zachęciła.
    Zapraszam do siebie:
    http://schowekurzeczonej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że utwierdziłam Cię w przekonaniu, że "Mała zagłada" to dobry wybór :)

      Usuń
  6. Mną ta książka też wstrząsnęła i też ją odchorowałam, choć książka warta tej ceny. Ostatnio tak mną wstrząsnął reportaż Aleksijewicz "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Aleksijewicz, to mną najbardziej wstrząsnęła "Czarnobylska modlitwa". Przeczytałam ją jako pierwszą i uważam, że jest najlepsza.

      Usuń