Moja walka to pierwszy z sześciu tomów szczerej i bardzo
bezpośredniej autobiografii norweskiego pisarza Karla Ove Knausgårda. A przy
tym bardzo drobiazgowej, bo rozliczając się z przeszłością autor nie szczędzi
nam szczegółów. Więc kiedy pisze o otaczającej go rzeczywistości, robi to
bardzo dokładnie, wręcz fotograficznie, nie pomijając żadnego detalu,
przytłaczając nadmiarem – czasem niepotrzebnych – informacji, a w drugiej części
książki ocierając się niemal o naturalizm.
Wspomnienia z dzieciństwa,
pierwsze miłości, przyjaźnie, rozczarowania, gorzkie porażki, poczucie
wyobcowania, poszukiwania swego miejsca w świecie wypełniają strony tego
opasłego tomiska. Ale przede wszystkim ta książka poświęcona jest skomplikowanym
relacjom rodzinnym i temu jak wpływają one na kształtowanie się jednostki, a
autor nie ma żadnych oporów, by dopuścić czytelnika do nawet najbardziej
intymnych wspomnień.
Jest coś niezdrowego, a
jednocześnie przyciągającego w tej książce. Choć lektura nie jest przyjemna,
nie można się od niej oderwać. Wciąga, zasysa. Wchodzimy w narzuconą nam rolę
podglądacza, czujemy się w niej coraz lepiej i mamy nadzieję na coraz więcej –
sensacji, emocji, bólu. Podglądając powinniśmy czuć się zakłopotani, lecz tu
mamy na to pełne przyzwolenie. Poczułam ulgę, kiedy skończyłam. Przytłoczyła
mnie ta książka i rozmiarem, i zawartością. Jeśli w pierwszej części autor tak
się rozdrabniał, co zawierać będzie kolejnych pięć?
Bardzo obciążająca emocjonalnie
lektura, gorzka, trudna, nie dająca poczucia satysfakcji. Uświadamiającą, że
życie to rzeczywiście walka, w przypadku autora z rodziną, ze światem oraz z
samym sobą. Ludzie czują się nią zranieni
– donosi okładka. Ja czuję się głównie zmęczona i chyba nie mam potrzeby
wiedzieć, co będzie dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz