Jedyną prawdę Olle Lőnnaeusa dostałam od kolegi. Kolega wie, że
lubię skandynawskie kryminały, więc zakupił, przywiózł i podarował. Skoro to
prezent, to raczej nie wypadałoby tu złego słowa o książce napisać, tym
bardziej że kolega bywa na blogu, czytuje, jest wiernym fanem i może być mu
przykro. Trudno, najwyżej będzie, ale hymnów pochwalnych z grzeczności pisać
nie będę, bo nie i już. ;)
Ciężko mi się to czytało. Trudno
nawet powiedzieć, że ja ten kryminał czytałam - ja brnęłam przez niego,
utykając co chwila, z przerażeniem patrząc na ilość stron. Strasznie opornie mi
szła lektura i to z powodów dwóch. Po pierwsze – akcja. Powolna, nieśpieszna,
toczyła się ślamazarnie. Bez zwrotów, bez zaskoczeń, żółwim tempem do przodu. I
tak niemalże do końca. Przy pięćdziesiątej stronie miałam spore wątpliwości,
czy dam radę. Może akcji się i nie spieszyło, ale mi do zakończenia i owszem.
Chciałam skrócić męki, ale się nie dało. No nie dało się po prostu tego czytać
szybciej. I tu powód drugi: denerwowała mnie główna postać, więc co jakiś czas
musiałam odłożyć książkę i trochę ochłonąć. Chciałabym napisać to jakoś
ładniej, ale rozesrany to jedyne słowo, które przychodzi mi do głowy w
kontekście głównego bohatera. Taki nieogarnięty trochę typ, co to sam nie wie,
czego od życia chce. Chwała Bogu postać żeńska ratowała trochę sytuację, ale tu
też szału nie było. Autor chyba nie ma talentu do konstruowania postaci, które
da się lubić. Ale do rzeczy, bo zaczęłam trochę od końca.
[…]Przyjdź tutaj. Jak najszybciej. Nie zostało mi już wiele czasu[…] –
słyszy w słuchawce Joel Lindgren, niespełniony pisarz, który powrócił w
rodzinne strony, by uporać się ze swoim życiem. Dzwoni jego ojciec, Mårten, z
którym nie miał kontaktu od niemal dwudziestu lat. Mimo szalejącej na zewnątrz
śnieżycy, tknięty złym przeczuciem, rusza w środku nocy do domu ojca. Znajduje
go martwego, wiszącego na haku pod sufitem. Na ścianie, czerwoną farbą, ktoś
napisał słowa Ghadab Allah – Gniew Boga.
Mårten Lindgren to średnio
utalentowany malarz, który zasłynął kontrowersyjnymi obrazami przedstawiającymi proroka Mahometa pod postacią świni. Dlatego prowadząca śledztwo
inspektor kryminalna Fatima al-Husseini nie ma wątpliwości, że za zabójstwo
odpowiada podejrzewany o terroryzm, fanatyczny wyznawca Islamu - Osama al-Din.
Dokąd zaprowadzi śledztwo? Czego
dowie się o swoim ojcu Joel w jego trakcie? Co spowodowało, że zerwał z nim
wszelkie kontakty? Na te pytania znajdziecie odpowiedź tylko w książce.
To mógłby być całkiem dobry
kryminał, gdyby nie przeraźliwie wolno tocząca się akcja. I to jest w zasadzie
mój najpoważniejszy zarzut do książki Olle Lőnnaeusa. To, że nie przypadł mi do
gustu bohater, to inna sprawa i kwestia subiektywnych odczuć. Te dwa czynniki przełożyły się na odbiór całości i stąd moja niska satysfakcja z lektury.
Nie będę odradzać książki, ale i polecać nie będę. Do mnie autor nie przemówił,
nie uwiódł mnie, więc ten krótki romans uważam za skończony.
P.S. Drogi Kolego, jeśli to
czytasz, nie bierz tych słów do siebie. Nie zniechęcaj się. Nadal możesz mnie
obdarowywać książkami. Chętnie przyjmę. A nawet mogę wysłać listę z
zapotrzebowaniem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz