6 czerwca 2016

Beatlesi - Lars Saabye Christensen

Do tej pory nic sobie nie robiłam z pochlebnych recenzji książek Larsa Saabye Christensena. Zignorowałam Odpływ i Półbrata, natomiast po najnowszą powieść Beatlesi sięgnęłam bez wahania i nie bardzo potrafię wytłumaczyć dlaczego. Przecież rzadko sięgam po tego typu literaturę, a jeśli już to tylko po sprawdzone nazwiska. Ale opis tej książki na tyle mnie zaintrygował, że nie potrafiłam sobie odmówić.


Beatlesi to historia czwórki przyjaciół z Oslo – Kima, Gunnara, Seba i Oli – zafascynowanych zespołem z Liverpoolu. Kiedy ich poznajemy, jest rok 1965, mają po czternaście lat. Cieszą się życiem, chuliganią, poznają smak pierwszych papierosów i piwa, przeżywają pierwsze miłosne zauroczenia. Przez kolejnych sześć lat obserwujemy ich dorastanie, dojrzewanie i stopniowe wkraczanie w dorosłe życie Towarzyszymy im, gdy poznają smak pierwszej porażki, rozczarowania, miłości, rozpaczy po stracie przyjaciela, czy strachu. Obserwujemy ich rozwój, kształtowanie się postaw i poglądów, a w tle wybrzmiewają największe hity Beatlesów.

Wraz z dorastaniem chłopców zmienia się styl książki. Narratorem jest Kim, to jego oczami obserwujemy rzeczywistość i to on opowiada o losach ich czwórki. Wraz z upływającym czasem autor dostosowuje styl wypowiedzi do wieku narratora. Początkowo jest lekko, przyjemnie, bawią nas wybryki czwórki przyjaciół, dominuje beztroski klimat. Stopniowo, wraz z upływającym czasem, styl z lekkiego zmienia się na coraz poważniejszy. Do tekstu wkrada się niepokój, coraz większa staje się świadomość bohaterów, a co za tym idzie coraz poważniejsze stają się ich problemy. Zmienia się ich postrzeganie świata, perspektywa, do głosu dochodzi niespokojna rzeczywistość przełomu lat siedemdziesiątych, w ich dotychczas spokojną codzienność wkrada się polityka.

Beatlesi to opowieść o dojrzewaniu, wkraczaniu w kolejne etapy życia, które niosą ze sobą coraz to nowe smaki i wrażenia, problemy i ich konsekwencje. To opowieść o przyjaźni, która przetrwała, choć wystawiona została na próbę. To zwyczajnie opowieść o życiu, bo przecież tak ono wygląda – z początku beztroskie, potem nieprzewidywalne, za każdym jednak razem niosące ze sobą jakiś bagaż doświadczeń, przeżyć i emocji. Beatlesów czyta się trochę jak pamiętnik sprzed lat. Łatwo się w czuć w losy bohaterów, ponieważ każdy z nas mógł przeżyć coś podobnego, zderzyć się z podobnymi sytuacjami i problemami. Z zaciekawieniem śledzi się losy chłopców, bo tak bardzo przypominają one rzeczywiste życie.

Jest jednak w tej książce coś męczącego. Z początku czyta się ją z zainteresowaniem, ciekawością co będzie dalej, do czego zmierza cała historia. Z czasem jednak, zwłaszcza trzecia część, zaczyna nużyć. Być może też z racji coraz większego wpływu różnego rodzaju używek na świadomość i percepcję głównego bohatera, książka staje się nieco chaotyczna, zagmatwana, a klimat coraz bardziej psychodeliczny. Trudno odróżnić, co dzieje się naprawdę, a co jest tylko wytworem fantazji narratora. Coraz bardziej czekałam swięc na finał, a tu z kolei miałam wrażenie, że czegoś nie ogarnęłam, że na tych ponad siedmiuset stronach umknęło mi coś, co spowodowało, że zakończenie nie do końca jest dla mnie jasne. Co zrobić – mówi się trudno.


Podsumowując - nie wiedziałam, czego się właściwie spodziewać po autorze, brakuje mi też punktu odniesienia do poprzednich jego książek, trudno mi zatem ocenić najnowszą pozycję. Wydaje mi się, że całość wypadła raczej zgrabnie – jest ciekawa historia, jest interesujące tło obyczajowo-polityczne i dość wyraźnie zarysowany okres przemian w Norwegii przełomu lat siedemdziesiątych, jest galeria całkiem przekonujących i bliskich życiu postaci. Zabrakło mi jednak jakichś konkretnych emocji podczas lektury tej książki, ale tak poza tym – nie mam się do czego przyczepić.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz