30 czerwca 2015

1945. Wojna i pokój - Magdalena Grzebałkowska

Magdalena Grzebałkowska, po świetnych Beksińskich, wysoko zawiesiła poprzeczkę. Tym razem na tapetę wzięła rok 1945 – rok przełomu, zawieszony pomiędzy wojną a pokojem. Z wielkiej historii wysupłała losy pojedynczego człowieka i zaserwowała czytelnikom bardzo dobrą książkę.


Tyle ile miesięcy w roku, tyle historii znajdziemy w książce 1945. Wojna i pokój. Każda poprzedzona czymś w rodzaju kalendarium, a w nim ogłoszenia z ówczesnych gazet. Kto kogo szuka, kto co sprzedaje, co i kiedy się otwiera. Krótko i treściwie uzupełniają to, co Grzebałkowska zawarła w swoich reportażach. Z całości wyłania się obraz trudnych i niejednoznacznych czasów, w których kaci stawali się ofiarami, ofiary oprawcami, a dobro przenikało się ze złem.

Szabrownicy, przesiedleńcy, niemieccy uciekinierzy z Ziem Odzyskanych, żydowskie sieroty, żołnierze UPA, czy komendant obozu pracy w Łambinowicach to bohaterowie książki Grzebałkowskiej. Bohaterami tej książki są też miasta – Warszawa i Wrocław – które legły w gruzach i które nakładem olbrzymiej pracy udało się odbudować.

By ta książka mogła powstać, Grzebałkowska przekopała tony dokumentów, przejechała Polskę wzdłuż i wszerz poszukując ludzi, którzy pamiętają tamte czasy. Z ogromu materiału wydobyła to, co najważniejsze i spojrzała na dobrze wszystkim znaną historię świeżym okiem. Wydobyła z niej to, czemu historycy nie poświęcali dużej uwagi – perspektywę pojedynczego człowieka. Nie daty tu są ważne, nie wojenne działania, nie stoczone bitwy i ilości ofiar, a właśnie człowiek, w którego życie tak brutalnie wkroczyła wielka historia. Grzebałkowska nie odkryła Ameryki, nie opisała niczego, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli, tylko spojrzała na to od innej strony, szukając w suchych faktach ludzkiego wymiaru.

Z perspektywy siedemdziesięciu lat łatwo byłoby ocenić, co było słuszne, a co nie w tych czasach; kto miał rację, a kto nie; która strona miała większe prawo by zabijać, cierpieć, żyć. A jednak Grzebałowska tego nie robi. Nie ocenia. Opisuje prawdę, nawet jeśli bywa ona przykra i tak samo opowiada o Niemcach, Żydach, Ukraińcach i Polakach – nikogo nie wybielając, nie stawiając w pozycji bohatera, czy niewinnej ofiary.

1945. Wojna i pokój to lektura dobra i – jak to w przypadku Grzebałkowskiej – świetnie napisana. Choć z nielekkich się składa historii, czyta się ją szybko. Widać dobre pióro i wyczucie autorki, która wie, w których momentach – dla dobra książki – warto się ujawnić, a gdzie znów schować w cień. Bez intelektualnych popisów, stawiania się w pozycji tej wszechwiedzącej, bez zarzucania faktami, Grzebałkowska napisała książkę, którą chce się czytać. Przykład z niej powinni brać autorzy podręczników do historii - może wtedy mniej byłoby tych, dla których była ona źródłem męki.

I choć osobiście wolę Beksińskich, bo ta książka bardziej dotyczy mojej sfery zainteresowań, to bez wahania polecę nową Grzebałkowską. Nie bójcie się, bierzcie i czytajcie, bo zwyczajnie warto.

2 komentarze:

  1. Ja najpierw przeczytałam "1945. Wojna i pokój" (kurczę, niby tytuł oddaje tematykę reportażu, ale jednak zbyt silne skojarzenia z L.T. zgrzytają mi tu), teraz będę nadrabiać i zabieram się wkrótce za "Beksińskich", a skoro 1945 zrobił na mnie spore wrażenie, to już nie mogę się doczekać "Beksińskich" - skoro w ocenie wielu to lepsza książka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem "Beksińscy" też są lepsi, ale to może kwestia indywidualnych zainteresowań. Ciekawa jestem bardziej, jaka jest jej książka "Ksiądz paradoks", ale nie wiem, czy się za nią w ogóle zabiorę.

      Usuń